Malezyjczycy lubią o swoim kraju mówić używając wyniosłych, górnolotnych słów. Lubią swój kraj chwalić, dobrze się o nim wypowiadać. I dobrze, pewnie wiele moglibyśmy w tej kwestii się od nich uczyć. W końcu, jak to mówią, nie należy paskudzić swego gniazda. Reklamują się więc jako kraj będący prawdziwą Azją ( slogan Malaysia Truly Asia), z czym nie do końca się zgadzam. Wyspy Langkawi reklamują z kolei sloganem - malaysian best kept secret, najlepiej skrywany talizman Malezji. I z tym sloganem nie do końca wypada mi się zgodzić, ale o tym później.
Jak pisałem w poprzednim poście, główna turystyczna destynacja Langkawi, skupiona wokół okolicznej plaży, miejscowość Cenang, jest miejscem niespecjalnie ciekawym. To miejscowość na wskroś przesiąknięta ideami cywilizowanego, bogatego świata człowieka zachodu. Wizytatorzy tego miejsca, oczywiście poza ludźmi czerpiącymi przyjemność z przebywania w takich miejscach, będą raczej rozczarowani. Sama, całkiem urokliwa plaża nie jest wystarczającym walorem, pozwalającym, wyłącznie na tej podstawie wyrobić sobie dobre zdanie o Langkawi.
Wystarczy jednak ruszyć cztery litery poza turystyczną część wyspy, by uzmysłowić sobie jak atrakcyjnym, zwłaszcza w aspekcie przyrodniczym, miejscem jest archipelag wysp Langkawi. W ten sposób rzeczywiście Langkawi realizuje się treściowo ze sloganami jej piękno propagującymi. Wystarczy wykupić wycieczkę, by poskakać pomiędzy kilkoma wyspami archipelagu, polecam typowe islands hopping za groszowe 25 ringittów (naprawdę warto), a przed oczyma ujrzymy archipelag w pełnej krasie. Zobaczymy cudowne skały, strzeliście wznoszące się ku górze, zielone, pełne tropikalnego życia, malutkie i zupełnie duże bezludne wysepki, bajeczne zatoczki, mieniące się wieloma odcieniami błękitu morze. Nad całokształtem naszych doznań czuwał będzie symbol wysp, piękny brązowy orzeł. Wyspy orłów, bo tak tłumaczy się nazwę wysp Langkawi, są domem dla niezliczonej rzeszy tych dumnych ptaków.
Warto też, najlepiej jednośladem, ruszyć w interior głównej wyspy. Znajdziemy cudowne, pocztówkowe plaże wolne od turystów (polecam zwłaszcza Tanjung Rhu). Znajdziemy wyniosłe, majestatycznie prężące się góry, serpentynowo powyginane drogi wiodące na ich szczyty (polecam widoki z najwyższego szczytu Gunung Raja). W dżunglastym interiorze będzie nam dane wykąpać się w chłodnawych wodach tutejszych wodospadów. Komu mało atrakcji przyrodniczych, skorzystać może z bogatej gamy kulturowej wyspy, pełnej parków atrakcji, muzeów, masy miejsc wartych odwiedzenia. Całokształtu pozytywnego wizerunku wyspy dopełni serdeczny uśmiech lokalnej społeczności oraz wspaniała kuchnia, mile łechtająca kubki smakowe.
Gama atrakcji serwowana na wyspach Langkawi sprawia, że to chyba najciekawsza, a moim zdaniem (głównie dzięki pięknym wyspom i potężnym górom) i najpiękniejsza malezyjska wyspa (a byłem choćby na cudownych Perentianach). Wyspa dla każdego, pozwalająca na robienie wszystkiego czego dusza zapragnie, jak również i niczego. Nawet jej komercyjny wydźwięk nie psuje tego wizerunku. Żyjemy niestety w czasach, w których piękne miejsca są coraz bardziej objuczone komercyjnymi przywarami. Coraz trudniej znaleźć połać lądu wolną od konsumpcyjnych idei. Dlatego wypada docenić drogę obraną przez miejscowych zarządców, którzy tylko malutki skrawek wyspy odali w łapska pieniądza, resztę pozostawiając nieskażoną i naturalnie piękną. Ta reszta jst właśnie sloganowym najlepiej skrywanym skarbem malezyjskim.