O stolicy Filipin, Manili, jeszcze napiszę przy okazji kolejnego wpisu. Teraz pozwalam sobie tylko nadmienić o tym miejscu gwoli zachowania chronologii oraz by wspomnieć jeden przykry incydent, którego staliśmy się ofiarą. Późnowieczorową porą dotarliśmy do Manili. Lot przebiegł bez zakłóceń. Odbyłem zresztą przyjemną rozmowę z Filipinką, sąsiadką w trakcie lotu. Opowiadała mi o swojej nostalgii za rodzimą ziemią, podczas jej pobytu na saksach w Kanadzie. Wspólnie z mężem postanowili wrócić na stałe na Filipiny, wyzbywając się wizji pomnażania rodzinnego dobrobytu kanadyjskimi dolarami. Ale nie o tym miało być.
Piszę tylko gwoli ostrzeżenia innych przed nieuczciwymi praktykami taksówkarzy, której staliśmy się ofiarą. Podobno takie sytuacje są na porządku dziennym. W sumie nic poważnego nie zaszło, ale moja duma ucierpiała. Otóż, jako że pora była późna, by dotrzec do miejsca naszej noclegowni wybraliśmy właśnie taksówkę. Taksówkarz zapewnił nas o włączeniu taksometru, więc wszystko wydawało się być w najlepszym porządku. Otóż nie, okazało się, że kwota końcowa kilkakrotnie przewyższała tą którą powinniśmy zapłacić. W dodatku poblokował drzwi, byśmy nie mogli opuścić taksówki. Po słownych utarczkach zapłaciliśmy dwukrotność należnej normalnie kwoty, a połowę tej żądanej przez niego. W efekcie tylko kilkanaście złotych więcej, nic wielkiego niby. Ale nie o same kwoty tu chodzi, a o zwykłą ludzką uczciwość.