Opuściłem wreszcie po dwóch miesiącach Filipiny. Na podsumowanie tak na świeżo ciężko mi się zebrać. Chyba pewnie i dlatego, że uczucia mam zdecydowanie ambiwalentne. Poza tym pewnie pokaźną liczbę przemyśleń odnośnie Filipin można by zebrać wertując moje wcześniejsze notki temu krajowi poświęcone.
Do Bangladeszu, tak rzeczywiście się zdecydowałem tam wybrać, pewnie co niektórzy pukają się w czoło, leciałem z przesiadką w Singapurze. Fakt ten napawał mnie radością, wszak żywię głębokie uwielbienie dla tego wspaniałego miasta. Do dziś nie ukończyłem notek z zeszłorocznego blogu, poświęconych temu miastu. Ciągle ciężko ubrać mi to miasto w odpowiednie słowa. Na pewno nawet najbardziej górnolotne stwierdzenia, nie oddałyby w należyty sposób powabu, jaki ono roztacza. Zawitałem tu już po raz czwarty, a ciągle mi mało. Singapur to najlepsze miasto jakie ludzkość wymyśliła. Czyste, zielone, pełne fascynujących wizji, natchnienia myśli urbanizacyjnej, futurystycznego kształtowania idei miasta przyszłości. Taki jest Singapur, cichy, spokojny, niewiarygodnie czysty, wolny od naganiaczy, hałasu, korków na drodze, klaksonów. Z faktu swej multikulturowości wyssał co najlepsze, tworząc miasto stanowiące idealną harmonię między wytworem ludzkiej myśli a naturą. Jej wiodąca rola jest tu wyraźnie akcentowana. Została wręcz upchana w miejskich ramach. Zieleń bije tu swymi kolorami z każdej strony. Innowacyjne pomysły wizjonerów stanowią idealne dla niej uzupełnienie. Byłem w wielu wielkich miastach świata, żadne z nich tak mnie nie inspirowało, zachwycało jak Singapur właśnie. Bez cienia wątpliwości stwierdzam, że mógłbym tu zamieszkać.
Powłóczyłem się ulicami Singapuru, jego nadrzecznym bulwarem, kolorowymi uliczkami, ciągle, jakby to był pierwszy raz, zachwycając się jego urokiem. Rok mnie tu nie było, a czułem się jakbym tu był wczoraj. Na tyle widać miasto wryło się w pokłady mojej pamięci. Zawsze byłem przeciwnikiem obnoszenia się z koszulkami typu " i love" i tu następowała dowolna nazwa miasta. Zapytawszy takiego obnoszącego się delikwenta, zapewne nie umiałby w sposób racjonalny uargumentować swojej atencji do miasta z koszulki. W tym wypadku mógłbym zrobić wyjątek, w dodatku argumentów znalazłbym multum. Ja naprawdę uwielbiam Singapur. Pewien jestem jednego, o ile tylko fortuna przyjazną będzie, do Singapuru wracał będę jeszcze nie jeden raz.