Przedłużyłem o jeden dzień swój pobyt w Bangladeszu. Przekroczyłem tym samym 25 dniowy termin wyznaczony przez urzędnika imigracyjnego na wizytację Bangladeszu. Całe szczęście nie stanowi to jakiegokolwiek problemu. Raz dlatego, że wymęczony wczorajszą multigodzinną podróżą autobusową, najzwyczajniej byłem zbyt leniwy, by wstać wczesną porą. Dwa, uznałem że przyda mi się jeden wolny dzień na przemyślenie planu wojaży po Indiach. Poprzedni, jak wiecie, został rozłożony na łopatki jednym błędnym wpisem indyjskiego konsulatu w Chittagong. Misternie, wielomiesięcznie przygotowywany plan musiałem odłożyć na nieokreśloną przyszłość. Wierzę, że jeszcze kiedyś go wykorzystam.
Poprzechadzałem się po Jessore, posiedziałem w kafejce internetowej, poprzemyśliwałem. Kolejnego dnia rano wskoczyłem do autobusu do Benapole, granicznej miejscowości z Indiami. Urzędnik celny wnet spostrzegł, że przekroczyłem o jeden dzień, wyznaczony wizą, termin pobytu w Bangladeszu. Kazał mi wrócić do centrum miasteczka Benapole i uiścić stosowną, śladową opłatę karną. Na moje zapytanie, czy nie szłoby mniej formalnie, wziął wymaganą kwotę, włożył sobie do kieszeni i wbił w paszport pieczątkę wyjazdową. Widać łapownictwo ma się tu całkiem nieźle, jak to w Azji. Mnie bynajmniej to nie zasmuciło.
Zasmucił mnie za to inny fakt. Będąc już po stronie indyjskiej, o dziwo pogranicznicy indyjscy nie robili tym razem żadnch problemów, uświadomiono mnie, że nie ma w granicznym Haridarspurze żadnych bankomatów. Zostałem bez pieniędzy, a autobus do Kalkuty, mojego pierwszego docelowego miejsca w Indiach, zaraz miał odjechać. Cóż pozostało mi wziąć jeden z banknotów bangladeskich, odłożonych dla ojcowskiej kolekcji i najzwyczajniej go wymienić. Wierzę w ojcowskie zrozumienie :)
Indie przywitany mnie deszczem, którego w Bangladeszu przez prawie cały miesięczny okres pobytu nie doświadczyłem. Doświadczyłem za to czegoś innego, niebywałej serdeczności miejscowej ludności, o czym pisałem wielokrotnie. Takiego stosunku, szacunku dla obcokrajowca, jakiego nie doświadczyłem jeszcze w żadnym innym kraju. A przecież Azja z niej powszechnie słynie. Może wynika to z faktu, że tak niewielu turystów się do Bangladeszu zapuszcza, nie wiem... Wiem za to jedno, Bangladesz to jeden z najwspanialszych krajów, w jakich do tej pory miałem okazję postawić swą podróżniczą stopę. Zawsze będę go miło wspominał, publicznie wychwalając. Kraj ubogi materialnie, zabytkowo, a przecież jednak bogaty. Bogaty ludźmi, którzy go zamieszkują.
Czas na Indie...
Indie, do których zawsze chciałem jechać i których zawsze się bałem. Indie, które zawsze próbowałem zrozumieć, a których pewnie nie idzie zrozumieć. Indie, które od zawsze mnie przyciągały, a jednocześnie podróż do nich odkładałem w nieskończoność. Indie, po których ile by się nie jeździło, nie sposób je zjeździć. Indie, które jak mówią można pokochać od pierwszego wejrzenia lub znienawidzić.
Od zawsze czułem się trochę upośledzonym podróżnikiem. Ilekroć ktoś mnie nie pytał o mój podróżniczy dorobek, mogłem, zwłaszcza jeżeli chodzi o Azję, wyrecytować całą litanię miejsc odwiedzonych, a jednak gdy zapytano o Indie, mogłem tylko spuścić głowę. Nie byłeś w Indiach ? To tak jakbyś nie podróżował. Indie to swoista kwintesencja podroży, miejsce inne niż wszystkie inne. Multikulturowe, multireligijne, multi pod każdym względem. Miejsce, w którym zachodni, racjonalny umysł nie ma prawa bytu. Miejsce logicznie niewytłumaczalne, pełne sprzeczności i kontrastów. O Indiach napisano już wszystko, a jakby nie napisano nic. Indii nie sposób bowiem sklasyfikować, nie sposób w żaden sposób zrozumieć. Jak ulał pasuje tu opis Marka Twaina, słynnego pisarza, traktujący o Indiach :
"Oto Indie! Kraj marzeń i romantycznych wzruszeń, bajecznego bogactwa i niewiarygodnej nędzy, wspaniałości i bladych promyków nadziei, pałaców i lepianek, karłów i gigantów, kobr i słoni, kraj stu narodów i stu języków, tysiąca religii i dwóch milionów bogów, jedyny kraj, który wszyscy pragną ujrzeć, a raz ujrzawszy, choćby tylko przelotnie, nie zechcą oddać ujrzanego obrazu za wszystkie widoki świata razem wzięte".
Oto Indie. Sam jestem ciekawy czym mnie zaskoczą, czym zaintrygują.
Czas na Indie...