Wspominałem w poprzednim poście o osobie Ehaba. Pozwoliłem go sobie zachwalać w samych superlatywach. Co bym nie powiedział, będzie mało. Miałem w planach po 3 dniowym pobycie opuścić Emiraty i udać się do Omanu. Moje przywitanie z tym krajem postanowił umilić mi właśnie wspominany Ehab. Otóż rozpuścił wici, zasięgnął języka, podpytał kolegów, którzy akurat zbiegiem okoliczności również się tam udawali. W efekcie włączono nas do 15 osobowej grupy klubu przygód Adventure Team z Dubaju, którza zmierzała na eksplorację kanionu Snake Gorge. Wyprawa była zorganizowana z największym profesjonalizmem, zaopatrzona w niezbędny prowiant i sprzęt. Pięcioma terenowymi wozami z napędem na cztery koła koło północy wjechaliśmy na teren Omanu. Formalności wizowe były jednymi z najłatwiejszych, na jakie w życiu natrafiłem. W okolice kanionu Wadi Bimah, jak zwykło się go nazywać w lokalnej nomenklaturze, dotarliśmy o 3 nocy. Zostało jeszcze rozbić obozowisko i udać się na sen.
O kanionie Snake George wiele czytałem, przygotowując plan wojaży po Omanie. Mimo, że serce rwało ku przygodzie, myśli te porzuciłem z uwagi na konieczność posiadania pojazdu terenowego o napędzie na cztery koła. Jakąż radością począłem emanować, gdy okazało się, że jednak będzie mi danym odwiedzić ów kanion, w dodatku biorąc udział w profesjonalnie zorganizowanej wyprawie. Czy pisałem już, że to zasługą Ehaba ? Czy pisałem, że jestem mu dozgonnie wdzięczny ? Tak ? W takim razie i tak za mało napisałem.
Wąwóz Snake Gorge słynie z tego, że jest niebywale trudnym technicznie. Jego przebrnięcie wymaga nie lada wysiłku. Jego wąskie kilkumetrowe ściany nie raz przywierają do siebie na tyle szczelnie, że ciężko zajrzeć na drugą stronę, a co dopiero przecisnąć cielsko. Nie raz koniecznym jest skakanie z kilku metrów do lodowato zimnej wody, nie raz zjeżdzanie po skałach niczym na dziecięcej zjeżdzalni. Organizm wymęczony do granic wytrzymałości po pewnym czasie zaczyna zdradzać symptomy potężnego zmęczenia. A na takie sobie pozwolić nie można. Kilkunastu turystów wąwóz niestety nie wypuścił ze swoich objąć :( Chwile słabości przypłacili życiem. Zresztą i nasza ekipa poniosła straty, całe szczęście mniej poważne. Jeden z uczestników na tyle poważnie skręcił kolano, że trzeba było go odwieźć wprost do szpitala. Właściwie praktycznie każdy wyszedł z mniejszymi lub większymi szrankami. Wąwóz zbyt łatwo pokonać się nie dał. Ja wróciłem w roztarganych dokumentnie spodenkach. Mimo to szczęśliwy, jak dziecko obdarowane lizakiem. Mnie ekstremalna przygoda w wężowym kanionie rozpaliła do czerwoności. Adrenalina, wzmożona koncentracja, gotowość stawiania czoła przeszkodom, wytężyły organizm na wzmożony wysiłek. W efekcie wróciłem dumny, że dałem radę ujarzmić ten wężowy żywioł. A fragmentami było trudnawo.
Nagrodą były opowieści snute przy żarzącym się biwakowym ognisku z wielu przygód, jakie członkowie klubu Adwenture Team przeżywali na podobnych wypadach. Przyznam szczerze, że starałem się nie pozostawać im dłużny :)
Oman już na dzień dobry przedstawił mi się w bardzo pozytywnym świetle. Przygody jakie mnie spotkały już pierwszego dnia pobytu w tym kraju sprawiły, że począłem jeszcze bardziej wyczekiwać kolejnych dni eksploracji pięknej omańskiej ziemi.