Jak wspominałem już poprzednio, poranek kolejnego dnia był najpiękniejszym w trakcie wojaży po omańskiej ziemi, ba jednym z najpiękniejszych w całym moim życiu. Mimo, że noc na takich wysokościach, prawie 3000m, zmroziła nas co nie miara, obudziłem się szczęśliwy. Otworzyłem zamek namiotu, wyjrzałem. Jakieś kilkanaście metrów od namiotu ziemia się urywała. Zaparzyłem herbaty, wsmarowałem polską konserwę w chleb i podszedłem te kilka kroków dzielących mnie od przepaści. Wychyliłem głowę w dół i ujrzałem... No właśnie, nie wiem, jak nazwać to, co ujrzałem. Nicość, a może coś ? Wielki Kanion Arabii u mych stóp. Dziura wgłąb ziemi, bezkresna, niewymierna, nieobjęta miarą umysłu. Kilkaset metrów, może i kilometry. Cholera wie. Pewnie jeżeli gdzieś znajduje się droga do jądra ziemi, na pewno musi to być tutaj. Na pewno... Śniadanie, jak się domyślacie, smakowało wybornie.
Mieliśmy w planach wyjście na szczyt górującego nad kanionem Jabal Shams. W trakcie trekkingu zweryfikowałem plany. Jako, że droga wydawała się trochę jałowa, w dodatku nie obfitująca w zapierające dech w piersiach widoki, zmieniliśmy trasę. Tym bardziej, że samego szczytu nie idzie zdobyć z uwagi na umiejscowioną na nim stację meteorologiczną i bazę wojskową. Postanowiliśmy trochę potrawersować krawędzią kanionu. Pomysł należał do tych przysłowiowych strzałów w dziesiątkę. Jeszcze przez długi czas napawać się mogłem widokiem na bezmiar kanionu. Miejsce to zaprawdę nieprzeciętne. Polecam każdemu planującemu odwiedziny Omanu obowiązkowe włączenie go w poczet odwiedzanych miejsc. Obowiązkowo!
Resztę dnia spędziliśmy raczej wybitnie na luzie. Ostanie dni należały do tych ewidentnie aktywnych, toteż chwila relaksu wręcz nam się należała. Odwiedziliśmy jedno z najciekawszych omańskich miast, Nizwę. Jako, że po kilku dniach campingowania w namiocie postanowiliśmy zażyć trochę luksusu, obraliśmy za nocleg jeden z miejscowych hoteli (Majan Guesthouse). Po ostrych targach wynegocjowaliśmy cenę 30 riali za pokój ze śniadaniem, co i tak stanowi cenę bajońską ( ok. 65 euro). Niestety noclegi w Omanie są niesamowicie drogie.
Pozwiedzaliśmy trochę Nizwę, poszwędaliśmy się jej urokliwymi uliczkami, wpadliśmy na tamtejszy cudowny suk, podejrzeliśmy faladż Daris (z listy UNESCO). Takie bezplanowe szwędanie też ma swój urok, pozwalając zajrzeć w zakątki i miejsca, do których zazwyczaj się nie trafia. Ciekawym spostrzeżeniem był fakt, że porą wieczorową praktycznie nie sposób ujrzeć kobiety na ulicach. O ile mężczyźni wręcz na nie masowo wylęgają, o tyle kobiet tu nie uświadczysz. Moja towarzyszka wojaży czuła się wybitnie nieswojo w wyłącznie męskim otoczeniu.