Kandy również przywitało mnie jak przed pięcioma laty. Nieustającym deszczem, poza tym nic się nie zmieniło. Jak lało, tak leje. Czułem się, jakbym w ogóle stąd nie wyjeżdzał. No, może hoteli przybyło. Zresztą hotele, to temat na osobny wątek. Ich ceny porażają. Ktoś gdzieś zatracił zdrowy rozsądek. Szacuję, że są tak trzykrotnie droższe niż podczas mojego poprzedniego pobytu, dwukrotnie w porównaniu do ostatniej wersji przewodnika Lonely Planet. Sri Lanka, mimo swojej ubogości, zaczyna być miejscem z jedną z najdroższych baz noclegowych Azji.
Jako, że leje niemiłosiernie, czas spędzam dosyć leniwie. Nasłuchuję tylko wieści, że cała Sri Lanka skąpana jest w deszczu, ba w wielu miejscach dochodzi do poważnych podtopień i powodzi. Coś ostatnio moje pogodowe szczęście się wyczerpało. Przypominam sobie ubiegły rok i deszczowe wojaże motorkowe na Filipinach. Coś jest na fakcie, że nieraz rzeczywistość jest postrzegana w zależności od warunków pogodowych. Te deszczowe ewidentnie skłaniają do raczej negatywnego odbioru miejsca przebywania. Może dlatego Kandy jest póki co FE...
Mam nadzieję, że moja percepcja w tym zakresie ulegnie poprawie. W końcu, w związku z faktem, że przyjdzie mi tu załatwiać wizę do Indii, Kandy stanie się moim przyczółkiem na dłużej