Zacznę tradycyjną wzmianką, ciągle leje. Permanentnie, praktycznie nie chce przestać. Tydzień, jedyna krótka przerwa przyszła przedwczoraj, wykorzystaliśmy ją na wdrapanie się na Lwią Skałę w Sigiriyi. I tyle, potem znów deszcz. Nie chciało nam się siedzieć w jednym i tym samym miejscu, czyli w Kandy, więc postanowiliśmy uciec trochę na południe, właściwie gdziekolwiek, byle dalej od Kandy. Dezercja, reteriada, zwał jak zwał. Kandy już nam się przejadło.
Uznaliśmy, że opuścimy je rannym pociągiem, kierunek Kraina Wzgórz, tzw. Hills Country. Trasa to wyjątkowo atrakcyjna zważywszy na widoki wokół. Podczas ostatniej wyprawy na Sri Lankę nie było mi danym jej pokonać. Tym razem nie mógłbym sobie podarować możliwości jej przemierzenia. Pociąg to jeden z tych środków transportu, do których pałam wielkim uczuciem. Im prostszy, mniej nowoczesny, wiekowy, tym to uczucie jest namiętniejsze. Te na Sri Lance nie są wprawdzie tak cudowne, jak moje ulubione, te z Myanmaru, pełne drewnianych lepek na podłodze, dziur przez które widać tory, niemniej również przypadły mi do gustu. Oczywiście klasa najniższa, tj.trzecia, najbardziej. Pełna pociągowych sprzedawców, serdecznych uśmiechów, różnych zapachów, również tych mniej przyjaznych.
Widoki z trasy rzeczywiście są porywające. I to mimo deszczowej aury. Gdziekolwiek popatrzeć zieleń, lasów, pól herbacianych, dżungli. Różne jej odmiany, wszystkie przyjazne ludzkiemu oku.
Pierwotnie planowałem dojechać do Nuwary Eliya'i, stolicy herbacianego królewstwa. Tam też kupiliśmy bilet. Niestety padało tam na tyle solidnie, że zdecydowaliśmy jechać dalej. Oczywiście bez ważnego biletu, na gapę. Opuszczając pociąg w Haputale, zażądano od nas przy wychodzeniu z peronu, jak to ma tradycyjnie miejsce w tym kraju, biletu. Zgodnie z prawdą powiedziałem, że mieliśmy je tylko do Nuwary Eliya'i a resztę trasy chciałbym teraz dopłacić. Jako że w pociągu nie było konduktora, nie mogłem tego zrobić wcześniej. Menedżer dworca w Haputali chyba pomyślał, że trafił na naiwnych turystów i oznajmił, że należy nam się kara w wysokości 2000 rupii każdemu. Chyba wyczuł możliwość łatwego dorobienia do wypłaty. Niestety nie zdał sobie sprawy, że mi takie numery nieobce, przerabiałem je w trakcie azjatyckich wojaży wielokrotnie. Wymyśliłem na poczekaniu historię, że rozmawiałem z menedżerem dworca w Nuwarze Eliya'i i on mnie zapewnił że nie będzie problemu z dopłatą w stacji docelowej. A następnie dodałem, że jeżeli i to mu nie pasuje, niech dzwoni na policję. Argument podziałał, menedżer uświadomił sobie, że ma do czynienia z twardym graczem, naliczył tylko dopłatę, ewidentnie udając przy tym obrażonego.
Niestety w Haputale również padało w najlepsze. Uznaliśmy, że tylko tu przenocujemy i ruszamy dalej, na samo południe. Przyszło nam przy tym nocować w naprawdę pięknym miejscu (hotel Sri Lak). Z hotelowego balkonu rozciągały się widoki hen daleko, na leżące w dole, kilkaset metrów niżej miejscowości, plantacje herbaty. Tonące w deszczu, spowite mgłą. Ponoć w słoneczną pogodę widać stąd nawet morze i latarnię morską w Hambantocie.