Miesiąc minął, wiza za cztery dni traci ważność. Czas ma to do siebie, że nie lubi czekać, odmierza nieuniknione, wyznacza początek i koniec. Moja kukułka już wyfrunęła. Czas zakończyć jeden etap, rozpocząć nowy. Na Sri Lankę jechałem skonfrontować przeszłość z teraźniejszością, cudowne wspomnienia, pierwszy powiew azjatyckości z wieloletnim bagażem azjatyckich doświadczeń. Sam byłem ciekaw, jak ten, jeden z moich ulubionych krajów Azji, prezentuje się po latach, po wylizaniu ran dziesięcioleci wojennej zawieruchy. Czy w dalszym ciągu będzie porywał zmysły, fascynował, intrygował, sprawiał że twarz rozjaśni się promiennym uśmiechem.
Czytając kolejne posty mojej lankijskiej przygody pewnie nie sposób zauważyć nieco rozczarowujący ton wypowiedzi, brak w nich patosu, czasem emocji, często zioną rutyną, powszedniością, czasem niesmakiem i ewidentnym rozczarowaniem. Sri Lanka, obecna, już nie jest dla mnie tym samym cudownym miejscem, co 5 lat temu. Pewnie jakiś wpływ na taką, a nie inną ocenę ma fakt, że posiadłem już całkiem bogaty bagaż azjatyckich doświadczeń. Co za tym idzie, rzeczy które mnie naówczas fascynowały, dzisiaj są dla mnie normalnością. Ciężko więc cieszyć się rzeczami, które cieszyły wówczas. Ciężko podniecać się egzotyką, skoro widywało się ją wielokroć. Pewnie ten aspekt ma istotny wpływ na takie postrzeganie lankijskiej rzeczywistości. Zaręczam jednak, że to nie problem wiodący.
Sri Lanka, otwierając się na turystykę, otworzyła swe wrota na tyle szeroko, że nie sposób oprzeć się wrażeniu, że uczyniła z turystyki jedno ze swych głównych źródeł przychodów. W efekcie wyspa wręcz zalana jest turystami. Nie sposób trafić na miejsce nie ogarnięte turystycznymi mackami. W wielu miejscach ciężej natrafić na miejscowego niż na turystę, w wielu miejscach miejscowy nie potrafi uśmiechnąć się ot tak, serdecznie, nie mając za pasem materialistycznych żądz. Wraz z zawładnięciem na wyspie ideologii masowej turystycznej konsumpcji, Sri Lanka została przeżarta konsumpcyjnymi pobudkami. Byle więcej, szybciej. A chyba nie tędy droga. Państwo chyba zbyt oparło się na turystyce, zbyt ukierunkowało społeczeństwo na profity z niej płynące same zapominając o innych potrzebach ludności, innych źródłach zaspokajania tychże. Niektóre działania w tym zakresie osiągnęły wręcz granicę absurdu. Ceny wstępów do atrakcji turystycznych, bazy noclegowej stały się nieproporcjonalnie wysokie. Sri Lanka staje się jednym z najdroższych krajów Azji. Wzamian nie robi się nic, by podnosić standart życia miejscowej ludności. Ludzie wegetują na ulicach Colombo, gdzieś kilkanaście kilometrów dalej wznosi się luksusowe resorty dla turystów...Chyba dobrze się stało, że dokonano właśnie teraz wyboru nowego prezydenta kraju. Tli się choć nadzieja na lepsze jutro dla mieszkańców wyspy.
Nie dziwi więc moja ocena. Sri Lanka przez te pięć lat straciła w moich oczach. Dalej jest jednym z najpiękniejszych miejsc, w jakich było mi danym być, zielonym, różnorodnym, uśmiechniętym. Z drugiej strony widać, że konsumpcyjne pojmowanie świata wydreptało już tutaj swoją, całkiem wyraźną ścieżkę. Kosztem spirytualnej strony wyspy, mniej jest miejsca dla magii, buddyjskich mnichów, mniej ciekawości i otwartości na inność. Dzisiejsza Sri Lanka już nie jest 40 mil od raju, jest gdzieś dalej. Już nie słychać tu rajskich symfonii, nie rozbrzmiewają już zielonymi dolinami, herbacianymi górami. Gdzieś ucichły...
Kolejny etap wyprawy przede mną. Jadę do Indii. Miejsca, które odwiedziłem w trakcie ubiegłorocznej wyprawy. Miejsca, które ciężko scharakteryzować, usystematyzować, opisać. W zasadzie swobodnie można operować przedrostkiem wielo, dodając dowolnie swoje własne skojarzenia i odczucia. Jadę więc do Indii, wielobarwnych, wielokulturowych, wielododnych, wieloreligijnych, Indii na każdym kroku zaskakujących, magicznych, o niesamowitym bogactwie kulturowym i naturalnym. Jadę do kraju zapachów i smaków, kraju nieopasanego bogactwa i przerażającej biedy, państwa o wspaniałej histoii, trudnej teraźniejszości. Jadę do kraju do którego można przyjeżdżać nawet i sto razy, a ciągle ma się wrażenie jakby się tutaj było pierwszy raz. Jadę do Indii, do których przyjeżdza się kolejny raz, a ma się wrażenie jakby się przyjeżdzało do zupełnie innego kraju. Do takich właśnie Indii jadę...