Puri, drugie z miast Złotego Trójkąta Odishy (Golden Triangle), stało się naszą bazą wypadową na najbliższe kilka dni. Miasto jest jednym z najświętszych miejsc hinduskich pielgrzymek. Przybywają tutaj do świątyni Jagganath Temple, poświęconej Jagganathowi, jednej z inkarnacji Boga Wisznu. W lipcu odbywa się tutaj sławny festiwal hinduski Rath Yatra, gdzie na platformach przewozi się w obecności tysięcy pielgrzymów figurki bożków Jagganatha, Balbhadry i Subhadry. Figurki owych, zaczerpnięte ponoć z wierzeń plemiennych Adivasi zamieszkujących stan Odisha, widać na każdym kroku. Ich wybałuszone wielkie oczyska, okrągłe twarze, spoglądają z każdego sklepiku, ołtarzyka. Ich kult tutaj jest wszechobecny.
To, że Puri jest świętym miastem widać zresztą na każdym kroku. Zwłaszcza święte są tutaj krowy. Im wolno wszystko, miast po zielonych łąkach, z którymi zwykły nam się kojarzyć, panoszą się po ulicach, blokując ruch, zostawiając odchody. Tu w Puri wzrok bezwzględnie wypada mieć skierowany ku ziemi, nie wiesz kiedy możesz wdepnąć w krowią minę. Często obok krów przechadzają się budzące grozę potężne byki. Aż strach pomyśleć, co może taki rozjuszony byk wyczyniać na indyjskiej ulicy. Kto nie wie, co znaczy powiedzenie święta krowa, koniecznie niech wpada do Puri. Przekona się aż nadto.
W Puri, poza pielgrzymami, zwykło się również spotykać zachodnich turystów odzianych na modłę indyjską. Miasto w czasach hippisowskich słynęło z dostępności marihuany, stając się stałym punktem słynnego hippisowskiego szlaku banana trail. Część turystów zdaje się dalej hołdować tej tradycji. Zwłaszcza można spotkać tu wielu wyznawców Hari Kriszna, z ich charakterystycznymi śmiesznymi fryzurami.
Do Puri przyjeżdza się także dla zażycia uciech cielesnych na morskim wybrzeżu. Tutejsza plaża, szeroka, z dystansu prezentującą się całkiem przystępnie, kusi wielbicieli morskich kąpieli. Niestety i ja uległem złudzeniu, zapominając, choć na moment, że jestem w Indiach. Puri jawiło mi się jako ostatnie miejsce na trasie mojej tegorocznej wyprawy, w którym mogę jeszcze doświadczyć morskich kąpieli, zadbać o opaleniznę. Bezpośrednie spotkanie z plażą rozwiało moje marzenia. Morze cuchnie odchodami spływającymi tu z pobliskiej rzeki, jego kolor i zapach odrzucają, wnet odechciewa się morskich kąpieli. Plaża, fragmentami prezentuje się całkiem czysto. Są jednak i miejsca, gdzie trudno się nie odwrócić na pięcie i nie uciec. Są tu bowiem i jej fragmenty masowo zbombardowane ludzkimi odchodami. Czułem się zdegustowany. W efekcie, co nie powinno dziwić, nie zwykłem spędzać w okresie mojego kilkudniowego pobytu w Puri zbyt wiele czasu na plaży.
Puri to również doskonała baza wypadowa do okolicznych atrakcji, jak choćby Konarku, trzeciego z miast Złotego Trójkąta Odishy. Ale o tym już w kolejnym poście...