Wpis ten poczyniłem wyłącznie celem zachowania chronologii w obrazowaniu na niniejszym blogu mojego powrotu do kraju. W Dubaju spędziłem cały dzień. W większości czasu z moim kolegą Ehabem. Poszwędaliśmy się po mieście, zjedliśmy pizzę, popatrzyłem ponownie na najwyższy w świecie Burj Khalifa. Fenomenem jest, że w kraju znacznie bardziej zamożniejszym od naszego cena pizzy jest tożsama? Zaskoczeniem in minus dla mnie był fakt, że w Dubaju, lądując na terminalu numer 2 nie ma jakiegokolwiek transportu lotniskowego pomiędzy pozostałymi terminalami. Można taksówką, albo publicznym autobusem, na który jednak należy wykupić dosyć drogi karnet wielokrotnego przejazdu.
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym czegoś nie zapomniał. Czekając na lotnisku na mój samolot do Pragi zapomniałem komórki, co uzmysłowiłem sobie zdecydowanie za późno. Jakoś specjalnie z tego powodu nie rozpaczałem. Rzecz martwa, raz jest, raz jej nie ma. A, że nie należę do komórkowych moli, podszedłem do tego faktu z iście buddyjskim spokojem. Czyżby wpływ pobytu w buddyjskich przybytkach wiary ?