Gdzieś tam zauważyłem niedawno, że spośród wszystkich około, może ponad, dwudziestu krajów Azji, które danym mi było odwiedzić, nie miałem okazji zawitać w stolicy tylko jednego z nich. Właśnie w Jakarcie. Brak ten postawiłem nadrobić już na samym początku mojej tegorocznej wyprawy do Azji. Nie będę ukrywał, że mimo wszystko myśl o wizycie w Jakarcie, nie przenikała zbytnio mojego umysłu. Nie lubię wielkich miast, zwłaszcza, poza kilkoma wyjątkami, tych azjatyckich. Tak, jest coś czego w Azji nie lubię... Są one nienaturalnie przerośnięte, wiecznie zakorkowane, pełne hałasu, spalin, nieopisanego chaosu, pozbawione jakiegokolwiek ubranizacyjnego szyku i architektonicznej myśli twórczej. Nie inaczej jest z Jakartą. To jedno z największych miast świata, w aglomeracji sięgającej już może i 30 milionowej populacji jest ponoć szóstą najludniejszą aglomeracją świata (za Wikipedią). Przy tym to jedno z najbardziej zasyfionych, zaspalinowanych i nieobfitujących w atrakcje miast, w jakich było mi danym postawić swą podróżniczą stopę. Dodając do tego niesamowitą wilgotność powietrza i regularne 35 stopni na termometrze, odechciewało się wizyty w Jakarcie. I w zasadzie na takiej konstatacji możnaby zakończyć moje wywody. Może jeszcze mógłbym dodać od siebie, że jakoś nie widzę w najbliższej przyszłości wizji kolejnych odwiedzin tego miasta.
Pokuszę się jednak, by wpis nie był zbyt jednostronny, znaleźć jakieś plusy na obronę tego miasta. A wraz z dłuższym przebywaniem tamże, począłem ich dostrzegać coraz więcej. Przede wszystkim mieszkańcy, Indonezyjczycy to niebywale serdecznie usposobieni ludzie. Uśmiechnięci, chętni do rozmowy, ciekawi innego człowieka i jego opinii na temat ich kraju. Ich pogody ducha i przyjacielskiej aparycji doświadczyłem już na Sumatrze, doświadczam i tutaj. No może za wyjątkiem jednego pedałka, który oferował mi świadczenie tzw. innych czynności seksualnych. Co ja z tymi pedałkami w tej Azji mam... To już nie pierwszy raz. Już przyjemniej mi było robić za gwiazdę dla tutejszych dziewcząt, którym musiałem pozować do niezliczonej ilości zdjęć. W Indonezji białas płci męskiej, w dodatku wysoki, musi robić za gwiazdę. To też już przerabiałem, z czasem bywa to męczące, choć zdecydowanie bardziej akceptowalne niż te pedalskie trele.
Jakarta może nieco podreperować swoją przeciętną urokliwość całkiem przyjemną starówką z czasów holenderskich oraz widokiem na piękne potężne makkasarskie szkunery w porcie Sundai Kelapa. Słynny Monas, 135 metrowy pomnik mu czci gen. Sukarno, uważany za największą atrakcję miasta, generalnie rozczarowuje. Widok z niego zaskakuje mnogością, ba lasem, piętrzących się nad miastem wieżowców. Pewnie w całej Polsce nie ma ich tyle, co w samej Jakarcie.
I to by byłoby chyba na tyle ...
P.S. Jakoś w wyjazdowym szale nie zabrałem z kraju ładowarki do aparatu, wobec czego posiłkuję się smartfonem. W efekcie jakość zdjęć nie powala... Mam nadzieję, że niedługo...