Świątynia buddyjska z Borobodur, położonego ok 40 km od Jogyakarty, zaliczana bywa do tercetu trzech najwspanialszych buddyjskich świątyń świata. Dwa poprzednie kompleksy, cudowne świątynie kompleksu Angkor w Kambodży oraz birmańskie świątynie z Bagan, miałem już okazje wizytować. Zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. Podobnych doznań obiecałem sobie po wizytacji świątyni z Borobodur, zwłaszcza że uważana bywa za największą buddyjską świątynię (118 m x 118 m) na świecie. "Buddyjski monaster na wzgórzu", bo tak należy tłumaczyć nazwę świątyni, jest urokliwie ulokowany na wzniesieniu, w otoczeniu okolicznych potężnych gór, zielonawych tarasów ryżowych i gajów palmowych. Od czasu swojego wzniesienia, co przypuszczalnie miało miejsce w latach 750 - 850, przyszło mu doświadczyć wiele uciążliwości, łącznie z trzęsieniami ziemi, erupcjami pobliskiego potężnego wulkanu Merapi oraz najzwyczajniejszym zapomnieniem przez ludzkość. Dopiero w XIX wieku spod zwałów wulkanicznego pyłu udało się ponownie odkryć to miejsce dla ludzkości. Świątynia z Borobodur ukształtowana została w formę buddyjskiej mandali, mającej kamienną formę buddyjskiej wizji wszechświata. Pokonując kolejny stopień świątyni przekracza się strefy codziennego życia, osiągając na poziomie najwyższym nirvanę, poziom buddyjskiego nieba. Poszczególne sceny wyrzeźbione na ściankach świątyni obrazują ten proces nad wyraz dokładnie. Podobną drogę, pokonując poszczególne poziomy świątyni, jak i kolejne stopnie buddyjskiego wtajemniczenia, pokonałem i ja. Niestety nirvany nie było mi danym doświadczyć. Generalnie świątynia robi wrażenie, niemniej obiecywałem sobie po niej znacznie więcej. Niestety w porównaniu do pozostałych dwóch świątyń buddyjskiego tercetu, kompleksów z Angkoru i Baganu, to co najwyżej ich ubogi krewny. Krewny, którego warto odwiedzić, ale o istnieniu którego zbyt często nie będzie się wspominać...