Rozkochałem się w tych księżycowych widokach świata wulkanów. Raz spróbowawszy, chce się więcej. A że niedaleko od Bromo leży kolejny światowej sławy wulkan - Kawah Ijen, pozostało wskoczyć do pociągu, w najlepszy środek transportu po Jawie, i uderzyć wprost na wulkan Tak niecodziennie brzmi, prawda ? Wysiadłszy na dworcu w Banyuwangi, spotkała nas nietypowa sytuacja, taka z gatunku tych, w których nie wiesz o co chodzi i pewnie nigdy nie będziesz wiedział. To też jedna z twarzy indywidualnego podróżowania. Otóż, kiedy przyglądaliśmy się mapce, szukając drogi jak dojechać do centrum, podjechał pod nas miejscowy chłopaczek i powiedział, że bedziemy u niego mieszkać. Nim ochłonęliśmy z szoku, już jechaliśmy pożyczonym motorkiem do jego domu. Zresztą motorek pożyczył mi za darmo na resztę popołudnia, dzięki czemu mogłem pojeździć trochę po mieście. Pomógł nam też w organizacji wyprawy na wulkan Ijen. Tyle jeżdżę po świecie, tyle doświadczeń podróżniczych zebrałem, a ciągle są sytuacje kiedy coś mnie szokuje, zaskakuje.
Na wulkan Kawah Ijen ruszyliśmy jeepem o północy. Wszystko po to, by zdążyć zobaczyć niesamowite zjawisko, mające miejsce w świecie na największą skalę ponoć na tym wulkanie, na Kawah Ijen. Mowa o słynnych "blue fire" Wydalający się z siarki gaz przybiera widoczną tylko nocą niebieską poświatę. Zjawisko robi kosmiczne wrażenie. Nic tylko siedzieć i się jemu przyglądać. Podróżowania nigdy mało, skoro ciągle odkrywa się i uświadamia sobie kolejne nowe nieprzyswajalne nieraz dla umysłu fakty.
Niedługo po zakończeniu niebieskiego spektaklu, zaczęło świtać. Z szarości budzącego się dnia zaczęły wyłaniać się kontury potężnego cielska krateru wulkanu Ijen. Do błękitu, jakim lśniała tafla jeziora wypełniającego dno krateru, doskoczyła żółć wszechobecnej siarki. Współgranie tych kolorów wyglądało doprawdy jak nie z tego świata. Patrzyłem jak niczym mróweczki, miejscowi tragarze zakładali 70 kg kosze na plecy i człapali mozolnie ku górze krateru. Szacunek dla ich codziennej tyrady jak najbardziej wskazany. Siedziałem i podziwiałem ten nieziemski spektakl. Doniosłość chwili człowiek uświadamia sobie, gdy słusznie zauważy że sceny oglądane w różnorakich filmach podróżniczych czy dokumentalnych, tak dalekie, niewyobrażalne, stają się jego udziałem. Że kiedyś bał się marzyć, bojąc się że marzy o czymś zbyt wielkim, za wielkim, teraz tej wielkości doświadcza. Świat kolejnego kosmicznego, księżycowego krajobrazu, mieniący się błękitami i żółciami, stał się moim. Świat wulkanów to środowisko na tyle nieziemskie, mistyczne i ciekawe zarazem, że człowiekowi nigdy mało, by się w jego czeluści choć na chwilę przenieść. W tym aspekcie, choć nie tylko tym, środowiskiem niesamowitych, intrygujących, księżycowych wulkanów, zachwyciła mnie wyspa Jawa. Szkoda, że mój etap podróży po tej pięknej wyspie dobiega końca. W przeciwnym razie jeszcze nie jeden wulkan zapewne byłoby dany mi odwiedzić...