Przenocowałem w Cebu, jeszcze tu wrócę, przemyślałem plan wojaży i rannym promem uderzyłem do " Republiki Boholskiej", jak dumnie zwykli nazywać miejscowi swoją wyspę. O wizycie tutaj, o tutejszych czekoladowych wzgórzach, uroczych wielkookich, kosmoludkopodobnych tarsierach, starych kościołach, pięknych plażach, marzyłem już od dawna. Czas przekuć marzenia w czyn...
Bohol przywitał mnie spokojem i wszechobecną zielonością, jakich nie było szans choćby śladowo ujrzeć w Cebu. Sama jego stolica - Tagbilaran, jawiła się przyjemniej. Postanowiłem tu zostać, a nie jak to większość turystów w zatłoczonym, przeturystycznym kołchozie w Alona Beach. Moja przygoda z Boholem zaczęła się w zasadzie wieczorem pierwszego dnia. Znużony samotnością w hotelowym pokoiku wyszedłem do baru naprzeciwko. Muzyka dolatująca z jego wnętrza kusiła niemiłosiernie. Białemu mężczyźnie łatwo na Filipinach, wnet miałem towarzystwo trzech kobiet. Okazało się zresztą, że towarzystwo na kilka najbliższych dni. Otóż jedna z nich słysząc moje plany penetracji wyspy motorkiem zaproponowała, że możemy pojechać jej truckiem. Kolejne dni objechaliśmy wyspę półciężarówką wzdłuż i wszerz, łącznie z jej największymi atrakcjami w postaci czekoladowych wzgórz (Chocolate Hills) oraz przepięknymi malutkimi tarsierami. Te drugie najlepiej odwiedzić w Sanctuarium Tarsierów w Corella, gdzie można je oglądać żyjące w naturalnym środowisku, w przeciwieństwie do kilku innych miejsc, gdzie siedzą zamknięte w klatkach. Zobaczyliśmy również i największe plażowe destynacje Boholu - wspominaną Alona Beach, plaże w Anda.
Na koniec mojego pobytu tutaj, a ten przedłużył sie nieco ponadplanowo, poczułem trochę luksusu, bycząc się w baseniku resortu na wyspie Panglao. Moje filipińskie znajome znały taki jeden niedrogi. Mimo, że ośrodek był piękny, nie przemówił mi do świadomości, zacukierkowo, zasnobowacie. Nie moje klimaty... W przeciwieństwie do samego Boholu, dziesiątej największej filipińskiej wyspy. Do gustu przypadła mi zielona szata wyspy, małe domki, tarasy ryżowe, bawoły taplające się w bagnie, wszechobecny błogi spokój. Takie Filipiny do mnie przemawiają, w takiej postaci są najpiękniejsze. W takiej nieresortowej wersji jawią się najprzyjemniej.