Siedziałem koło Kukiego i bacznie się mu przeglądałem. Jego szczupłej budowie, rytualnym tatuażom, osobliwemu odzieniu. Gdzieś Ty sie uchował bratku po dziś dzień, myślałem. Nie było we mnie krzty pogardy, poczucia cywilizacyjnej wyższości. Przeciwnie, byłem pod wrażeniem. Jego oczy były mądre, bystre. Mimo, że dzieliły nas epoki, dobrze przesiadywało mi się w jego towarzystwie. Lubiałem to. Tak zwyczajnie koło niego siedzieć, nawet nie zamieniając słowa. Nawet masowo spalane papierosy mnie jakoś wyjątkowo nie odrzucały. Siedziałem koło żywej historii, i to takiej odległej, przedepokowej. On był jej najlepszą nauką. Był mądry, szybko łapał pojedyncze słowa. Do łez zaśmiewaliśmy się na jego pokazywanie na kubek i dumnie wypowiadane słowo - szklonka :-) Podglądałem jak robi zatrute strzały, zjada drzewo sago, larwy z jego wnętrza, wypala lokalne taro. Szkoda, że wraz z jego śmiercią, odejściem ludzi jego pokolenia, wspaniała cywilizacja Mentawajów odejdzie w niebyt. On jest jednym z tych ostatnich, jednym z ostatnich Mentawajów. Sceny z jednego z moich ulubionych filmów - Ostatni Mohikanin, jak najbardziej są na miejscu. Przykro robi się na sercu. Z drugiej strony cieszę się, że jeszcze było mi danym spotkać w swoim życiu Kukiego, człowieka o niebywale prostej konstrukcji umysłowej, żyjącego prosto, prymitywnie, powtarzalnie, przy tym wyjątkowego i niebywale fascynującego.
Do Mentawajów, na wyspy Mentawajskie, ku największej atrakcji naszej wyprawy po Sumatrze, dotarliśmy nocnym 10 -godzinnym promem z Padangu. Te kilka zdawałoby się godzin, stało sie dla nas podróżą w otchłanie innej epoki. Po dotarciu wczesnym rankiem do Muara Siberut, głównego miasta wyspy Siberut, największej z wysp Mentawajskich, mieliśmy możliwość przeżycia tych kilku ostatnich momentów w świecie, w jakim cywilizacja, oczywiście w rozumieniu człowieka naszych czasów, jest jeszcze w jakiś sposób obecna. Wkrótce przyszło nam wybrać się w kilkugodzinną podróż małymi łódkami w górę rzek Siberutu, następnie w pieszą wyprawę przez dżunglę, przez dziki interior wyspy. Zakup kaloszy (gumiaków) okazał się słuszny, nie raz zapadaliśmy się po kolana w błoto. W końcu dotarliśmy...
Drewniany domek znacznych rozmiarów, bardziej kurnik niż domek znany naszej cywilizacyjnej świadomości. Wokół kupa świń, masy błota i dżungla. Najprawdziwsza dżungla, dzika, zielona, bujna. Nieco już wytrzebiona, nieco wolna od dzikiego zwierza. Mieszkańcy domku, indianie Mentwawajowie, wytrzebili ją skutecznie.
Weszliśmy do domku... Poczuliśmy się, jakbyśmy odbyli podróż w czasie. Spotkaliśmy ludzi rodem przeniesionych z czasów średniowiecza. Półnagich, odzianych wyłącznie w opaski robione z okolicznej palmy, z plemiennymi tatuażami, szlifowanymi zębami. Ludzi żyjących poza światem. Przynajmniej poza tym, w którym do tej pory przyszło nam żyć. Od teraz czekało nas kilkudniowe przebywanie z nimi, w tym ich prymitywnym domku, w tej dzikiej dżungli wokół, mycie się w rzece, spanie na matach, uczestniczenie w ich codziennych aktywnościach. Pierwotny strach, dyskomfort fizyczny, bardziej nawet psychiczny, wkrótce przerodził się w fascynację, ciekawość tej odmienności sposobu ich życia. Pierwotna wola jak najprędszego opuszczenia tego miejsca, tego świata, daleko wykraczającego poza świat w naszym rozumieniu, po czasie prychała. Fascynacja, uzmysłowienie sobie, że tak również można żyć, że częstokroć ten sposób życia, bez samochodów, prądu, rachunków, telewizora, tych wszystkich udogodnień cywilizacyjnych naszego świata, może wydawać się szczęśliwszym, poczęły kiełkować w mojej głowie. Patrzyłem na Kukiego, na Mentawajów, ludzi, którzy nawet nie wiedzieli ile mają lat, ich życie, wcale nie byłem pewny, czy my w tym swoim życiowym pędzie, konsumpcyjnej żądzy gromadzenia dóbr, parciu ku karierze, jesteśmy aby szczęśliwsi niż Ci prymitywni w naszym rozumieniu, dzicy Indianie.
Te kilka dni u Mentawajów, były dla mnie, dla nas wszystkich, kapitalną nauką życia. Były asumptem do przemyśleń, nad sobą, naszym światem, naszym miejscem w nim.
Niewiarygodne, że w dzisiejszych czasach można spotkać cywilizacje żyjące jeszcze w tak pierwotny sposób, w zgodzie z naturą, w oparciu o pierwotne zwyczaje, szamańskie zaklinadła. Z drugiej strony zastraszające, że nasze konsumpcyjne macki, chęć objęcia takich cywilizacji "naszymi udogodnieniami", podatkami, autorytarną kontrolą przez instytucje państwowe, sprawia że cywilizacje te są na skraju wymarcia, wchłonięcia przez ten nasz szalony, pędzący, materialnie ukierunkowany świat. Uzmysłowiłem sobie, że wraz z wymarciem tych ludzi, ostatnich wolnych Mentawajów, raptem za kilka lat, ich cywilizacja wyginie, zostanie wchłonięta przez tę naszą. Ich zwyczaje, tradycje, sztuka plemiennych tatuaży pójdą w zapomnienie. Smutne .......