Z racji tego, że niestety musieliśmy skrócić swój pobyt w Sagadzie, z uwagi na ceremonie pogrzebowe w tamtejszych jaskiniach, które zamierzaliśmy zwiedzić (o czym dwa posty wcześniej), mieliśmy małą nadwyżkę czasową. Postanowiliśmy ją spożytkować leniwie, na błogim relaksie. W ten sposób, po powrocie nocnym autobusem z Banaue do Manili, wskoczyliśmy w kolejny autobus, a dalej łódź, ku rozrywkowej wyspie Mindoro. Wybór był dosyć prozaiczny, to najbliższa Manili wyspa. Po dosyć chłodnawej aurze górskich terenów środkowego Luzonu przyszło nam wygrzewać wymęczone trekkingiem kości na plażach północnego Mindoro.
Nasze 2 dni tutaj to czas bumelki, leżenia plackiem na plażach, wieczornego imprezowania i tak w kółko. Sabang, miasteczko północnych obrzeży wyspy Mindoro to miejscówka nad wyraz imprezowa, z barami, prostytutkami, lejdibojami, rozkapryszonymi turystami koreańskimi i tym wszystkim, co z imprezowaniem może się tylko kojarzyć. Ale w końcu, czasem człowiek też musi się odchamić i zresetować na dalszy ciąg bardziej aktywnych wojaży.