Kambodża, jak to pięknie brzmi. Masa wspomnień, niesamowitych przygód, wspaniałych miejsc, cudownych ludzi. Czas stażu nurkowego, "porzuconej narzeczonej", zachwytu Angkorem, sielskich wieczorów na wybrzeżu. Aż wstyd się przyznać, że tak Kambodżę zaniedbałem, zapomniałem o niej, wykreśliłem z mapy swoich odwiedzin. Powrót po latach. To jak odwiedziny długo niewidzianej dawnej miłości. Coś tam w sercu podryguje, wiesz że już nigdy nie będzie jak dawniej, mimo to przyjemnie Ci znów na nią popatrzeć, powspominać, zapytać co u niej. Kambodża jest dla mnie takim miłym wspomnieniem, dawną miłością, zresztą dosłownie, miejscem do którego zawsze będę chętnie wracał, nie tylko wspomnieniami.
Dwa tygodnie spędzone tutaj były wypełnione powrotem do miejsc wcześniej odwiedzanych. Mimo, że miejsca widziane raz wtóry, nie smakują już nigdy tak samo, dalej delektowałem się jej urokiem. Cudownymi detalami kmerskich cywilizacji okresu angkorskiego, pięknem ich zdobień, kamieniami pamiętającymi historię sprzed wieków, dżunglą walczącą z dawną historią o dominację w tym miejscu. Co by nie napisać, słów zbraknie. Kto nie był w Angorze, wiele stracił. Miejsc jemu podobnych zbyt wiele nie sposób znaleźć w świecie. Angkor jest wyjątkowy. Jest wizytówką Kambodży, całej Azji. Miejscem, które koniecznie trzeba umieścić w planach swoich wizyt w Azji. Byłem raz wtóry, raz wtóry wracam zachwycony...
Pływające wioski na największym słodkowodnym jeziorze tej części Azji – Tonle Sap. Ich odwiedziny to wizyta w innym świecie. W świecie ludzi żyjących na wodzie, dzieciaków pływających małymi kanoe do szkoły wzniesionej na wodzie, rybaków z bogactw jeziora utrzymujących całe rodziny. To odwiedziny ludzi, w naszych ocenach niebywale ubogich, zacofanych, przy tym niezwykle serdecznych i ciagle uśmiechniętych. Nieświadomość pokus czyhających w świecie zachodu, świecie pieniądza, czyni ich głowy wolnymi od wielu problemów nas dotykających. Ich priorytety, potrzeby życiowe, znacznie mniej rozbudowane, dla niektórych mniej ambitne, jakże różnią się od tych naszych. Kolejny raz uświadomiłem sobie ów fakt, w trakcie wizyty tamże. Oceniać, generalizować, nie jest w mojej gestii.
Phnom Penh, rozwijające się w zastrzaszającym tempie, z wieżowcami dzień za dniem prącymi ku niebu, strzelającymi ku górze. To tutaj w najlepszy możliwy sposób, choć podobnież na wybrzeżu, zauważam niesamowity skok cywilizacyjny, jaki Kambodża odbyła od czasu ostatniej mojej wizyty tutaj w 2012 roku. Morze leksusów, limuzyn mknących ulicami stolicy świadczy o bogaceniu się społeczeństwa. Z drugiej strony masa żebraków, dzieci ulicy, kalek, prostytutek, świadczy o tym, że ów proces odbywa się na zasadach wyzysku. Mała grupa bogaci się kosztem wielkiej grupy ubogich. Smutne, ale prawdziwe. Niestety, typowy obraz ulicy krajów trzeciego świata. No i ślady historii Kambodży, tym razem – w przeciwieństwie do Angkoru, tej mniej chwalebnej. Historii krwawego reżimu Czerwonych Kmerów. Smutnej, tragicznej. Historii o której trzeba pamiętać, ludzi których należy negować, odsadzać od człowieczeństwa, karać. Ludzi, którzy własnym współrodakom zgotowali taki los.
Kambodżańskie wybrzeże, z kilkoma raptem wysepkami, znacznie mniej wychwalane niż sąsiednie tajskie, a mimo to niebywale urokliwe. Kolory morskiej wody na wyspach wokół Sihanoukville, morskiej stolicy kraju, zachwycają, proszę popatrzeć na zdjęcia. Anielski spokój, cisza, szum fal, ciągle niezbyt zaludnione plaże. Wyspy Kambodży nie do końca opanował turystyczny szał tak obecny na wspominanych ich tajskich odpowiednikach.
Dwa tygodnie w Kambodży przeleciały jak z bicza strzelił. Przypomniały mi tylko dlaczego tak bardzo ten kraj lubię. Dlaczego pewnie nie raz tu powrócę.
Dawna dziewczyno, dzisiaj spotkałem Cię
Dawna dziewczyno, spojrzałem dzisiaj wstecz
Dawna dziewczyno, minęło tyle lat
Dawna dziewczyno, gdzie tamten przepadł świat?
Tak jakoś mi się skojarzyło :)