Po dosyć aktywnym okresie wojaży po Filipinach, przyszedł czas na błogi relaks na osławionych filipińskich wyspach. Taka nagroda po całkiem uciążliwym trekingu po tarasach ryżowych była wręcz wskazana. A skoro nagradzać, to najlepiej w najpełniejszy sposób. Zabrałem więc znajomych na najpiękniejszą wyspę Filipin, na Palawan. Ba, w ocenach podróżniczego magazynu Travel & Leisure, rokrocznie wybieraną nawet najpiękniejszą wyspą świata. Miałem okazję tu już bywać. Palawan jest urokowo ponad przeciętny, co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
Nagroda byłaby okazała, gdyby nie jeden fakt. Deszcze, które nawiedziły właśnie Filipiny. O ile, o dziwo, pogoda dopisywała na tarasach ryżowych, o tyle tutaj postanowiła udowodnić, że potrafi być także kapryśna. W efekcie czego storpedowała nasze początkowe etapy wojaży po wyspie Palawan. Władze przybrzeżne zablokowały wszelki transport lądowy, zabraniając wypływać wszelakim łodziom z przystani. Wobec powyższego nie było nam danym ani odbyć wycieczki po zatoce Honda Bay w pobliżu miasta Puerto Princessa, ani też odwiedzić podziemnej rzeki w Sabang, objętej patronatem UNESCO i uważanej za jeden z siedmiu nowożytnych cudów świata. Pozostało nam wypoczywać po trudach wcześniejszych górskich wojaży w naszym resorcie, wyczekując jednocześnie nadejścia symptomów poprawy aury.