Jeżeli jakieś tam zacne wydawnictwa, magazyny podróżnicze (Travel&Leisure) postanowiły wybrać Palawan najpiękniejszą wyspą świata, to pochylając się nad owym wyborem, niewątpliwie musieli mieć przed oczyma cuda, jakie matka natura stworzyła dla naszych oczu w okolicach El Nido, miasteczka na północy Palawanu. Miasteczka, bedącego bazą wypadową do cudownych formacji wapiennych wysepek archipelagu Bacuit. Bez dwóch zdań. Byłem już tutaj dwukrotnie. Jestem kolejny raz. Zapewne nie ostatni.
Pogoda w końcu zaczęła dopisywać, więc El Nido pokazało nam pełnię swego wdzięku. To miejsce wyjątkowe, które można podziwiać w nieskończoność. Na widok którego człowiek ciągle zapomina języka w ustach, pozostając pod jego nieodpartym wrażeniem. Gdzieś tam kiedyś napisałem, że jeżeli Pan Bóg stworzył coś dnia siódmego, musiało to być El Nido. I tutaj nie zamierzam zbytnio rozpływać się nad niewątpliwym urokiem tego miejsca, skoro czyniłem to już dwukrotnie. Zainteresowanych odsyłam do moich wcześniejszych wpisów z tego miejsca :
-
moja pierwsza wizyta-
moja kolejna wizytaP.S. Skazą na rajskim firmanencie El Nido stają się coraz większe tłumy wizytujące to miejsce. Z każdym pobytem tutaj zauważam, że masowa turystyka coraz szerzej zatacza tu swe drapieżcze macki. Przyszło mi się zastanawiać, czy rajskie El Nido jest ciągle tym rajskim, czy powoli staje się obwoźnym cyrkusem znanym mi choćby z wielu topowych miejsc Tajlandii.