Sepilok, do którego dotarłem późnym wieczorem dnia poprzedniego, to dosyć znane miasto na turystycznej trasie Borneo. Mała wioseczka położona na obrzeżach znacznie większego Sandakanu, słynie z lokalizacji tutaj jednego z najbardziej znanych i cenionych Centrów Rehabilitacji Orangutanów. Założone w 1964 roku, zajmuje się przyuczaniem orangutanów , odzyskanych z rąk kłusowników bądź rannych, do powrotu do życia w ich naturalnym środowisku. Podobne miejsce miałem okazję wizytować w trakcie odwiedzin drugiej borneańskiej prowincji Malezji – Sarawaku, w miejscowości Semmenggoh, na obrzeżach Kuching. Tutejsze Centrum wydaje się lepiej powiązane z naturą. Specjalne trakty prowadzą w dżunglę, gdzie w trakcie karmień można podejrzeć orangutany. Niestety i turystów dociera tu wiecej i całe obcowanie z orangutanami nieraz przypomina bardziej obwoźny cyrk niż miejsce ich rehabilitacji. Turyści przekrzykują się, walczą o pozycje do zdjęć, pozują do miliona selfi zdjęć. Smutne to, choć z drugiej strony ich obecność tutaj przykłada się do pozyskiwania funduszy dla celów statutowych tego instytutu. Próbowałem więc zrozumieć ów fakt, mimo wszystko czując się nieco zgorszonym. Kolejny raz uświadomiłem sobie, jak cudownym przeżyciem jest możliwość zobaczenia orangutana w jego naturalnym środowisku, bez tych wszystkich niedzielnych turystów, bez tych wrzasków, miliona fleszy. Aż zatęskniło mi się za wspaniałym Parkiem Narodowym Gunung Leuser na Sumatrze, który już kilkukrotnie wizytowałem. Tam na takie szopki nie ma miejsca.
W cieniu Centrum Rehabilitacji Orangutanów, tuż za rogiem, działa drugi ośrodek o podobnych założeniach ekologicznych. Tyle tylko, że ten – Centrum Ochrony Biruanga Malajskiego, kładzie nacisk na ochronę najmniejszego gatunku niedżwiadka, zwanego również słonecznym misiem. Dorasta on maksimum do 1,5 metra i wagi do 60 kilogramów. Szacuje się, że jego populacja w ostatnich latach spadła aż o 30 %, czy to wskutek kłusownictwa, czy też wycinki ich naturalnych terytoriów pod plantacje tej cholernej palmy olejowej. Pierwszy raz miałem okazję widzieć słoneczne misie na żywo. Bardzo fajne przeżycie. Niesamowicie urokliwie wyglądały misie wylegujące się wysoko w koronach drzew.
W niedalekiej odległości od Sepiloku znajduje się jeszcze jeden ciekawy punkt ochrony przedstawiciela lokalnej fauny. Jest nim Rezerwat Nosacza Sundajskiego (Labuan Proboscis Sanctuary). Można tutaj przygladać się życiu słynnych, endemicznych nosaczy sundajskich. Niestety, z uwagi na zdecydowanie zawyżone ceny (60MYR), to główny powód, postanowiłem odpuścić sobie to miejsce. Tym bardziej, że miałem już okazję zobaczyć owe ciekawe małpy kilkukrotnie. A i kolejna destynacja, do której zmierzam, winna dać mi sposobność zobaczenia ich w naturalnym środowisku.