Następnego dnia przyszło mi się przemieścić w kierunku jeszcze bardziej południowym. Moją kolejną planowaną destynacją była miejscowość Sukau, położona nad dolnym brzegiem najdłuższej rzeki (560 km) malezyjskiego Borneo – Kinabatangan. Papa Bear, sympatyczny recepcjonista z resortu w Sepilok (Nature Lodge), twierdził że trasę do Sukau, długości 109 km, jestem w stanie pokonać w przedziale 2,5 do 3 godzin. Pokonałem, uwaga w 1,5 godziny. Grzałem na urwanie głowy. Raz, że zmuszony byłem wyprzedzać te wszystkie wielkie ciężarówy transportujące owoce palmy olejowej, które to rozrzucały tumany kurzu w moje oczy. Dwa, widoki były bardzo przeciętne, w zasadzie w większości na plantacje palmy olejowej, porastające każdą wolną połać ziemi wzdłuż drogi, hen gdzie popatrzeć, aż po horyzont. Trzy, ciemne chmury na niebie nie zwiastowały nic dobrego, a miałem w planach odwiedzić jeszcze jedno miejsce przed dotarciem do Sukau, raptem 20 km wcześniej.
Miejscem tym była niesamowita jaskinia Gomantong. To największa jaskinia całego Sabahu. Do cudownych jaskiń wizytowanych przeze mnie w sąsiednim Sarawaku, jaskini Niah, a zwłaszcza fantastycznych jaskiń parku Mulu, nie może się równać. Tym co, ją jednak wyróżnia to fakt, że jest głównym miejscem całej Malezji, gdzie zbiera się słynne jaskółcze gniazda. Wielce intratny to biznes. Chińczycy, którzy je skupują robią z nich afrodyzjakowe zupy, używają także w medycynie. Gdzieś zasłyszałem onegdaj, że cena klasowego jaskółczego gniazda może dochodzić nawet do 1000 USD. Jeżeli idzie o walory estetyczne, niewątpliwy wpływ na pozytywny odbiór tego miejsca, mimo strasznego odoru z nietoperzych odchodów, ma wielka rozpadlina, na której najzwyczajniej wyrosła sobie zielona szata roślinna. Piękne miejsce, warte odwiedzin.
Sukau, do którego dotarłem już w deszczu, to baza wypadowa do wycieczek łodziami po ostoi przyrody wokół rzeki Kinabatangan. Dolny bieg rzeki uważany jest za jedno z najbogatszych siedlisk dzikiej zwierzyny w całym Sabahu. Ba, z tych przystępnych cenowo dla ogółu turystycznej braci, wręcz za najlepsze miejsce do jej podglądania. Wyczytałem gdzieś, że to jedno z najbardziej zróżnicowanych ekosystemów pod względem fauny całym świecie, nazywane nawet "małą Amazonią". Ponoć spotkać tu można słynne słonie pigmejskie, orangutany, nosacze, krokodyle, masę ptactwa, wiele innych okazów lokalnej fauny.
Na mnie miejsce niestety nie zrobiło pozytywnego wrażenia i generalnie głowię się skąd się bierze jego rozsławiona powieść. Brzegi rzeki, gdzie nie popatrzeć zabudowane są lokalnymi chatami. Nie do końca świadczy to o dziewiczym charakterze miejsca. Może wpływ na taki, a nie inny jego odbiór przez moją osobę, miał również fakt że za wiele dzikiej zwierzyny w trakcie dwóch rejsów po rzece nie było mi danym zobaczyć. Niemniej nocny rejs, pod batutą przewodnika obdarzonego zdolnością wyszukiwania zwierzaków w totalnych ciemnościach, był ciekawym doświadczeniem. Ponoć w typowej porze suchej (lipiec, sierpień) można zobaczyć więcej zwierzaków.
Reasumując, miałem okazję wizytować w trakcie swojej podróżniczej drogi wiele kapitalnych miejsc, dających sposobność podglądania lokalnej fauny w jej naturalnym środowisku. Kilka takich miejsc zapadło mi w pamięci – Delta Orinoko w Wenezueli, cudowny Park Tangkoko - Batuangas na Sulawesi, Park Narodowy Yala na Sri Lance, archipelag Komodo, park Mulu tu na Borneo, Gunung Leuser na Sumatrze, kilka innych miejsc. Niestety rezerwatu wokół rzeki Kinabatangan w ten poczet nie wliczę.
P.S. Dzisiejszego dnia zrobiłem około 119 km. Łączna liczba kilometrów pokonanych w trakcie moich wojaży po Sabahu to 802 km.