Marzec wskoczył w kalendarz. W Europie szaleją śnieżyce i siarczyste syberyjskie mrozy. Ja sobie motorkuję po Borneo. Jest bosko. Miast kufajek i czapek, krótkie spodenki i koszuleczka. Ja, motocykl i dzicz Borneo.
Dnia poprzedniego postanowiłem spróbować wcielić w życie kolejny szatański plan. Danum Valley nie wypaliło, trudno. Spróbujemy w drugim flagowym rezerwacie przyrody Sabahu – Maliau Basin. Może tutaj się uda...
Zamiast wracać całą, dobrze mi już znaną, drogą z Tawau do Kota Kinabalu, tą samą którą tutaj dotarłem, postanowiłem zrobić na przekór zdrowemu rozsądkowi. Do Kota Kinabalu można dojechać również jadąc w kierunku zachodnim, drogą ciężarówek zwożących owoce palmy olejowej i wyręby tropikalnych drzew. Droga to ponoć trudna, niepolecana, w większości niezamieszkana, bez osad, stacji benzynowych. Tylko droga i dżungla. Coś dla mnie pomyślałem, mimo że odradzano mi ten pomysł. Jadę, yupi jadę...Nie będę wracał tą samą drogą, chcę nowego, zatoczę trasę wokół całego Sabahu, a może jak szczęście dopisze, uda się jeszcze odwiedzić wspominane Maliau Basin, sztampowe miejsce "Ziemi poniżej Wiatrów".
Nie lubię pokojów bez okien. W takim niestety przyszło mi tu, w Tawau, spać. Nigdy nie wiadomo, która godzina. W efekcie wstałem później niż planowałem. Zmęczenie z motorkowania poprzedniego dnia dało o sobie znać. Pojechałem do biura Maliau Basin Conservation Area. Tutaj zamierzałem załatwić pozwolenie na wjazd do rezerwatu przyrody Maliau Basin, położonego blisko drogi którą zamierzam się udać.
I co ? Biuro zamknięto, przenosząc do Keningau, w pobliżu Kota Kinabalu. Jak nie urok to sraczka, pomyślałem. Załatwiłem na wszelki wypadek numer kontaktowy do tego miejsca. Zadzwoniłem. I co ? I wybłagałem pozwolenie na wjazd do osławionego Maliau Basin, "Zaginionego Świata" Borneo.
Natankowałem motocykl, dodatkowo wziąłem ze sobą pięć dwulitrowych butelek paliwa i ruszyłem w drogę. Po miejscowości Kalabakan, najbliższa stacja benzynowa znajduje się ponoć po 254 kilometrach !!! Na rogatkach Tawau zatrzymał mnie policjant. Nic nie przeskrobałem, co to to nie. Po prostu chciał porozmawiać i za nic nie mógł uwierzyć, że wystartowałem tym małym motorkiem, na którym siedziałem, z samego Kota Kinabalu, że pokonałem nim już ponad tysiąc kilometrów (dokładnie 1074 km) i że zamierzam nim przejechać dzikie rubieże zachodniego Sabahu. Cóż, życzył mi powodzenia. Przyda się...
Droga ? Rozczarowywała. Pustawa fakt, od czasu tylko przejeżdżały ciężarówy z owocami palmy olejowej. Znaczyło to tym samym tyle, że wszędzie gdzie nie popatrzeć rosła ta cholerna palma olejowa. Wszędzie wykarczowano pierwotny las tropikalny pod uprawę tego cholerstwa. Orangutany, tygrysy malajskie, pantery, nosacze, nosorożce sumatrzańskie, pigmejowate słonie. Wszystkie one straciły swoje pierwotne domostwa na użytek korporacji olejarskich i zwykłej ludzkiej chciwości. Aż po Kalabakan, czułem smutek i rozczarowanie.
Ale potem. Potem radość i tlącą się nadzieję. Koniec plantacji olejowych. Jak z bicza strzelił. Koniec ... Za Kalabakan rozciągała się prawdziwa dzika dżungla, cudowny tropikalny las deszczowy. Cykady przygrywały, żaby rechotały, ptaki ćwierkały, a małpy przeskakiwały na poboczu. Ależ byłem zachwycony. Jeszcze się ostała, choć odrobinka, krzta, miejsca stworzonego według pierwotnych zamiarów matki natury. Radość mnie niosła do przodu, kilometry uciekały. Prawie minąłbym skręt do mojego wymarzonego Maliau Basin (pokonane 204 km). Moja smartfonowa aplikacja mapowa nawet nie ma tego miejsca na mapie. Rejestracja przy bramie. Patrzę ostatni goście wyjechali trzy dni temu. Znów tu będę sam, jak niegdyś w Parku Narodowym przy jaskini Niah w Sarawaku. Cała baza noclegowa rangerów, wzniesiona przy Centrum Studiów nad Maliau Basin, będzie tylko moja. Tylko ja, pracownicy Parku i naukowcy prowadzący badania nad tym miejscem. Szlaban podniesiono, mogłem wjechać. Euforia bez granic. Od granicy Parku aż do Centrum Studiów (18 km) wzniesiono nową, asfaltową drogę. Rozpędzałem się i wyłączałem silnik, nieraz stawałem, wsłuchiwałem się i podziwiałem. Na ślady bytności słoni pigmejskich natrafiałem co rusz, mijając ich odchody.
Przeciętnemu, ba nawet nieźle obeznanemu turyście, nazwa Maliau Basin zbyt wiele nie mówi. Jeszcze do niedawna, do czasu mojej pierwszej z trzech wizyt na Borneo w 2013 roku, nie miałem bladego pojęcia o tym miejscu. Z czasem, wraz z pogłębianiem wiedzy o tej części Azji, Maliau Basin urosło w mych myślach do rangi miejsca kultowego. Jakim w rzeczy samej jest. Nie bez powodu określa się je mianem "Zaginionego Świata".
Maliau Basin to jedno z najbardziej dzikich i niedostępnych miejsc na całej naszej planecie. Jedno z tych niewielu miejsc, gdzie ludzka stopa nie odcisnęła żadnego piętna. Twierdzi się, że "Zaginiony Świat" Maliau Basin to miejsce, gdzie do lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia ludzie w ogóle nie postawili swej stopy. Pewnie pierwotne ludy koczownicze miały okazję tu bywać, później ponoć nikt. Wszystko z racji niedostępności tego miejsca. Maliau Basin to potężna, dochodząca do wysokości 1675 metrów skalna kaldera, która szczelnie otacza prawie 59 tysięcy hektarów pierwotnego lasu deszczowego obrastającego okolice rzeki Maliau. Szacuje się, że do tej pory naukowcom udało się zbadać raptem 30 % tego dziewiczego terenu. Dostęp ku tej niesamowitej kalderze możliwy jest wyłącznie poprzez kanion, którym wypływa rzeka Maliau. Maliau Basin porasta aż 12 typów lasu deszczowego, co stanowi ewenement sam w sobie. To jeden z najbogatszych ekosystemów na całej kuli ziemskiej. Siedlisko dla masy przedstawicieli lokalnej fauny, przypuszczalnie wielu gatunków jeszcze niezbadanych. Obecnie rząd malezyjski czyni wielkie starania, by miejsce to objąć patronatem UNESCO.
Serce się radowało, mogąc przebywać w takim niesamowitym miejscu. Mimo, że rzecz jasna nie było mi danym penetrować tajemniczego wnętrza Maliau Basin, możliwe jest to wyłącznie w trakcie kilkudniowych zorganizowanych trekkingów (bardzo drogich), ewentualnie w ramach prac naukowych, miejsce zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Wybrałem się na krótkie trekkingi po samych obrzeżach kaldery. Odgłosy lasu deszczowego, gęsta szata roślinna, przemykające zwierzaki, brak obecności innych osób, wszystko to dodawało mistycznej aury temu miejscu. Nawet masowo wgryzające się w stopy pijawki nie mogły sprawić, bym nie czuł się zachwycony tym miejscem. Poprzysiągłem sobie kiedyś tu wrócić na dokładniejszą penetrację interioru kaldery Maliau Basin. Jak siebie znam, na słowach się nie skończy ...
Póki co dokonałem raptem wstępnego researchu, rozeznania w terenie.
P.S. Dla zainteresowanych, wrzucam link do niesamowitego filmiku o tym miejscu -
Maliau Basin