Od raczej rozczarowania komercyjnym, agresywnym charakterem osławionego wybrzeża Punta Cana, do zachwytu niedaleka droga. Raptem dwieście kilometrów, dwie przesiadki lokalnymi busikami guagua, rejs jedynym promem publicznym w kraju.
Wiele sobie obiecywałem po wizycie na półwyspie Samana. Wiele otrzymałem...
Już przedwyjazdowa lektura miejscówek na Dominikanie zaintrygowała mnie do konieczności wizyty na półwyspie Samana. Lektura nie myliła się nic a nic...
Półwysep Samana zachwyca swoimi cudownymi, nieturystycznymi plażami okolic sennej rybackiej mieściny
Las Galleras, ze strzelistymi, dumnie wyprostowanymi palmami kokosowymi, kołyszącymi się nad idealnie bielutkimi plażami, tylko nieco mniej urokliwymi plażami multikulturowego
Las Terrenas, najsłynniejszym wodospadem kraju
El Limon, niczym wyjętą z karaibskich pocztówek kolorową zabudową miasta Samana. Do pełni szczęścia zabrakło tylko humbaków, które właśnie do zatoki Bahia de Samana wpływają od stycznia na rozród i odchowanie młodych. Jeszcze nie dotarły...
Tydzień spędzony na półwyspie Samana tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że jeżeli tylko uciec z turystycznych kołchozów typu Punta Cana, można zobaczyć zdecydowanie urokliwszą twarz Dominikany. Taką, jaką zobaczyć pragnąłem...