Ostatnia już miejscówka na trasie mojej trzytygodniowej włóczęgi po Panamie,
osławione, hippisowskie wyspy Bocas del Toro. Piąty już raz zmieniliśmy wybrzeże w Panamie, przeskakując co raz z Pacyfiku nad morze Karaibskie i z powrotem...
Karaibskie wyspy
Bocas del Toro (Usta Byka) to wyspy kompletnie inne niz do tej pory wizytowane w Panamie. Rajskością nie równają do idyllicznych San Blas, swoją dziewiczością nie stają w szranki z dziką Coibą, a mimo to ich luźna, niekonwencjonalna atmosfera, karaibskie podejście do życia, niesamowite bogactwo przyrodnicze, sprawiają że nie sposób, by pozostać obojętnym na ich piękno. Wyspy mają charakter wysp namorzynowych, z mniejszą ilością typowych, palmowych plaż, choć i te się tutaj spotyka. Co w wielu miejscach mogłoby nie stanowić atutu, tutaj niewątpliwie stanowi błogosławieństwo i duży plus tych wysp. Stanowią one doskonale siedlisko dla wielu unikalnych przedstawicieli okolicznej fauny. To tutaj właśnie zobaczyłem swoją pierwszą w życiu kolorową żabkę , tutaj spotkałem pierwszego leniwca, kilka innych ciekawych zwierzątek.
Nie dziwota, że Bocas del Toro stały się miejscem życia dla wielu ekspatów. Połączenie życia na łonie tak niesamowicie bogatej natury z wszechobecnym karaibskim luzem jest niewątpliwie dobrą receptą na szczęśliwsze życie. Nie dziwota też, że ciężko mi przyszło opuszczać te piękne wyspy, jak i nadspodziewanie piękną dla mnie Panamę ...