Kapitalne to uczucie, kiedy wjeżdżasz do jakiegoś kraju z wielkimi oczekiwaniami, kiedy dużo sobie po tym kraju obiecywałeś, kiedy miał być tym TOP miejscem Twojej kilkumiesięcznej podróży i KIEDY w końcu zastana rzeczywistość przerasta i to gigantycznie, rzecz jasna pozytywnie, Twoje oczekiwania...
Wyjeżdżałem z Kostaryki z mieszanymi uczuciami. Piękny to kraj, z niesamowitą przyrodą, w tym względzie światowa czołówka.. Ale wielce już zamerykanizowany, owładnięty masową turystyką, taki trochę już nijaki... Poczułem zmęczenie podróżą, zmęczenie Kostaryką...Wiele sobie obiecywałem po Nikaragui i ta myśl trzymała mnie przy życiu...
To co tutaj zastałem, sprawiło że rozkochałem się w tym kraju. Wnet wskoczył, obok wyłącznie azjatyckich destynacji, do ścisłej czołówki moich ulubionych krajów świata ...
Siedzisz sobie w autobusie, obok nikaraguański gaucho w kowbojskim kapeluszu pali cygaro, kury nonstop gdaczą i pieją, świnia leży związana na dachu obok Twoich bagaży, bezzębna babcia uśmiecha się do Ciebie szeroko, melodyjnym hiszpańskim opowiadając historię swojego życia, myśląc przy tym, że władasz nim w stopniu adekwatnym do jej... Zawodząca latino muzyka rozbrzmiewa w wiekowym chickenbusie... Co rusz, ktoś wskakuje, by sprzedać jakiś smakołyk, salchiche, czy inne churro... Jest pięknie, znów czuję, że żyję , znów czuję że podróżowanie ma sens, dodaje adrenaliny Twojemu życiu, kolorytu tym smutnym i pełnym rutyny dniom powszednim... Nikaragua jest przepiękna . Biedna, zacofana, z dala od wielkiego świata i jego idiotycznych problemów, nieprzystająca do dzisiejszej cyberrzeczywistości... Ale z drugiej strony uśmiechnięta, kolorowa, rozśpiewana, z niesamowitymi ludźmi, pięknymi kolonialnymi miastami, majestatycznymi wulkanami... Zachwyca mnie każdego kolejnego dnia. Co rano budzę się z podnieceniem i oczekiwaniem ile nowych niesamowitych doznań i przygód tutaj doswiadczę, ilu niezwykłych ludzi poznam...
Uderzyłem do najsłynniejszej plażowej destynacji Nikaragui, pacyficznego miasteczka
San Juan del Sur. Widok na księżycowato wygiętą plażę ze wzgórza ze statuą Jezusa na zawsze pozostanie w mej pamięci. Podobnie jak cudownie smakujące ceviche pałaszowane namiętnie na plaży, podobnie jak skrzypiąca podłoga kolonialnego hoteliku, z którego balkonu mogłem podziwiać tutejszą plażę. Jak piwko pochłaniane w sporych ilościach w trakcie nieziemskich zachodów słońca ...
Przeniosłem się raptem kilkadziesiąt kilometrów od zepsutych masową turystyką plaż kostarykańskiego wybrzeża wokół Liberii. Przeniosłem się jakby do innego świata. Jakże piękniejszego, bardziej uśmiechniętego i przyjemniejszego duszy ...
Pisałem już, że uwielbiam Nikaraguę ? Nie, to teraz piszę...