Weź dzieciaka, daj mu kredki, kolorowankę i obserwuj jak kolorowuje swój Świat. Masz pewność, zawsze tak jest, albo prawie zawsze, że wybierze najbardziej kolorowe kredki, rażąco, krzycząco, kłócące się ze sobą, gdy zrobić je sąsiadami zakolorowywanych płaszczyzn…
Weź dekoratora wnętrz, on z kolei zawsze dobierze kolory idealnie spójne, pozbawione kontrastów, rażących konfliktów kolorystycznych…
Czyj pokolorowany Świat bardziej przypadnie Ci do gustu ? Czyj z kolei będzie tym bardziej przewidywalnym, harmonijnym, statecznym ?
Weź ulice stolicy wyspy
Curacao, kolejnej z wizytowanych przeze mnie z karaibskich Wysp ?Zawietrznych, większej (444 km2 powierzchni, 160 tys. mieszkańców) z trzech wysp tworzących tzw.
ABC islands (Aruba, Bonaire, Curacao), ulice miasta
Willemstad, nazywanego
„małym Amsterdamem”, jak najbardziej zasłużenie wpisanego na sławetną listę
UNESCO, czy były wytworem ręki dziecięcej fantazji, czy wybitnych przedstawicieli myśli urbanistycznych… Sam mam spore wątpliwości…
Willemstad jest wybitnie kolorowe, pastelowo idealne, kolorowo kolorowe, kolorowo niespójne, z barwami kompletnie przeciwstawnymi, a przy tym niczym tęcza wielce spójnymi. Jak z dziecięcych kolorowanek… Przechadzanie się uliczkami stolicy Curacao to czysta przyjemność. Jeżeli już wydaje się, że nic Cię nie może zaskoczyć, widzisz te wszystkie ultrakolorowe budynki, wydaje Ci się, że zobaczyłeś wszystkie kolory palety barw, i w końcu niechybnie trafisz na zaniedbaną, brudną ścianę..., jej powierzchnię pokrywa fantazyjny mural… Szkoda, że pandemia odcisnęła swój ślad w wielu miejscach na wyspie, podobnie było na poprzednio wizytowanej przeze mnie Arubie, i sporo lokali użyteczności publicznej stoi pustych czekając na lepsze czasy… Nie zmienia to nic w fakcie, że Willemstad uważane bywa za najpiękniejszą, ewentualnie jedną z najpiękniejszych stolic na całych Karaibach…
Całe Curacao zresztą zachwyca kolorami. I tutaj podobnie jak na Arubie, wiodącym kolorem są różnorakie odcienie błękitów. Mimo, że plaże mają tutaj zdecydowanie odmienny charakter niż te arubiańskie. Bynajmniej nie są to plaże rozległe, szerokie, przeciwnie wypełniają niewielkie laguny rozdzielające kolejne z klifowych wybrzeży. Niemniej barwy wody, cudowne lazury, turkusy, lapisy i tutaj zachwycają. Po Arubie wydaje Ci się, że już nic Cię nie jest w stanie zaskoczyć w kwestiach plażowych, a okazuje się, że plaże Curacao wcale zbytnio estetyką nie ustępują tym z sąsiedniej wyspy. Do tego kolory stolicy, o której wspominałem na wstępie. Wieczorowa feria barw słynnego mostu królowej Emmy rozgraniczającego dwie dzielnice stolicy - Otrabanda i Punda. Różowizny wolnożyjących tutaj flamingów, cudownie uprawiających ptasie trele w wielu z okolicznych salin, swobodnych, samowolnie decydujących o sobie, w żaden sposób nie wykorzystywanych na potrzeby zaspokojenia turystycznych żądz… Curacao to niesamowity błękit najsłynniejszego likieru wytwarzanego na wyspie, czy to utopionego w butelczynie tego trunku wytwarzanego ze skórek pomarańczy, czy też barwnie upiększającego słynny coctail o nazwie Blue Hawaiian (mniam).
Gdyby ktokolwiek zapytał mnie o jeden przymiot, z jakim kojarzy mi się wyspa, niewątpliwie wspomniałbym o niesamowitej barwie kolorów...
Curacao tonie w kolorach. Jak w tych dziecięcych kolorowankach ...