Pierwotnie, wracając z Ochrydu ku północy Macedonii, kierując się prosto na Kosovo, kolejny planowany cel wojaży, miałem w planie przejechać przez góry w północnej części kraju. Gdzieś tam niedaleko od najwyższego szczytu Macedonii, leżącego na granicy z Albanią Korabu (2753 m). Skoro się jednak okazało, że wynajętym samochodem możemy wjechać też i do Albanii, postanowiłem zmienić plany i przejechać do Kosova od strony albańskiej.
W Albanii już kiedyś byłem, niemniej nie w tych rejonach. Przemierzaliśmy w miarę pustawe tereny górskie po zachodniej stronie od granicznego szczytu Korab, będącego zresztą również najwyższym szczytem Albanii. Widoki na górskie serpentyny, wolno pasące aię konie, w dodatku przy promieniach zachodzącego Słońca, wielce umilały nam drogę. Pojawiły się i pierwsze albańskie bunkry na naszej trasie...
Po kilku godzinach osiągnęliśmy
Kukes, całkiem sporawe miasto położone już niedaleko od granicy z Kosovem. Powiedzieć, że w Kukes nie ma nic, to jakby nic nie powiedzieć. Największą atrakcją mieszkańców jest przechadzanie się tam i z powrotem deptakiem, utworzonym z zamknięcia na czas niedzieli jednej z głównych arterii miejskich, ewentualnie przesiadywanie na lawkach przed blokami. Zalatywało scenkami z głębokiego PRL-u. Nie dziwota, że zniesmaczeni miastem, postanowiliśmy je opuścić udając się wprost ku kosovskiej granicy...