Panama City to najczęściej wizytowane przeze mnie miasto po zachodniej stronie Świata. Byłem tu już ponad 10 razy i to w ciągu ostatnich 3 lat. Bardzo je lubię. Ma wszystko to, czego od tego typu miast, takich rozmiarów oczekuję. Mieszankę nowoczesności z historią, szklanych wieżowców z kolonialną zabudową, nowoczesnych arterii miejskich z brukowanymi uliczkami Starego Miasta. Panama zachwyca swym lasem pionowo sterczących, nowoczesnych wieżowców, ale równie lub nawet bardziej swym unikalnym Centro Historico. Swą mnogością zielonych parków i skwerów, dżunglą włażącą wprost w miejskie podwoje. Umiem sobie wyobrazić, że mógłbym tu zamieszkać na jakiś czas, a to już sporo znaczy...
Tym razem wpadłem na 2 dni tylko, w drodze ku bardziej południowym destynacjom, już w Ameryce Południowej. W dodatku pobyt tutaj nie należał do przyjemnych. Kolejny raz zagubiono w drodze mój bagaż. Podobną sytuację miałem równo przed rokiem. W efekcie miast kroczyć dobrze znanymi mi ulicami Panamy, odwiedzałem centra handlowe celem uzupełnienia swojej garderoby. Ciuchy adekwatne na zimowe temperatury, a które miałem na sobie z uwagi na wylot z Europy i pobyt w Kanadzie, na nic się mi na kolejne dni przydadzą. Wierząc, że bagaż się odnajdzie, unowocześniłem przynajmniej na koszt linii Air Canada swoją garderobę. Nie oszczędzałem się przy tym. Niech płacą dziady...
Następne posty już z południowoamerykańskiej ziemi...Z Ekwadoru, który bardzo mi przypadł do gustu przy okazji marcowej wizyty i na który znów bardzo się cieszę...
P.S. do Ekwadoru poleciałem jakąś wydmuszkową linią ekwadorską Aeroregional, starym przedpotopowym Boeingiem 737-400. Co by jednak nie powiedzieć komfort lotu był bardzo przyzwoity...