W końcu wyjechałem poza kubański "gringo trail", tradycyjną trasę, którą wszyscy odwiedzający ten piękny kraj robią. Trasę wyznaczaną punktami odwiedzin Hawana - Vinales - Varadero - Trinidad, z małymi dodatkami u tych, którzy mają nieco więcej czasu i cierpliwości w postaci choćby Cienfuegos, Santa Clara, czy Zatoki Świń.
Ku wschodowi wyspy mało kto się zapuszcza...Droga jest tragiczna, dwupasmówka się kończy i główną arterią jest wąska droga, dla której nawet to określenie zdaje się być eufemizmem... Ograniczenia czasowe, kiepskie drogi właśnie czy też trudności transportowe ograniczają możliwości poznawcze turystów... W autobusie do Camaguey, kolejnej miejscówki na mapie moich kubańskich wojaży, były zaledwie 4 osoby...
Aż dziwne, zważywszy, że
Camaguey to bardzo ciekawe miasto, objęte zresztą
patronatem UNESCO... To także trzecie największe miasto kraju. Zbudowane od podstaw, nieco dalej od morskiego brzegu, po jego wielokrotnym zniszczeniu przez piratów (raz nawet pod dowództwem samego słynnego Henry'ego Morgana w 1668 roku). By uniemożliwić piratom kolejne plądrowania miasta zbudowano je w sposób mało przewidywalny, z uliczkami skośnymi, dziwacznie w bok odchodzącymi. Wszystko ponoć po to, by na przyszłość piratom nie było zbyt łatwo...Miasto ma nieco inny układ przestrzenny niż do tej pory wizytowane na Kubie. Ma sporo mniejszych, całkiem powabnych placów i skwerów miejskich, często z kościółkami na ich obrzeżach. Co rusz natrafia się na masowo tu eksponowane, słynne
tinajones - olbrzymie gliniane naczynia do zbierania deszczówki. Ma też ulicę kin, gdzie przy jednej nieco ponad 100 metrowej uliczce jest ich kilka, a podobizny Chaplina, Marleny Dietrich czy Clarka Gable'a widać co rusz... Mimo wszystko nie wiem, czy atrakcje owe są na tyle zachwycające, by zasłużyć na bycie objętym patronatem UNESCO... Cóż... decydenci uznali inaczej...
W odległości dwóch godzin jazdy ku północy od Camaguey (121 km) znajdują się cudowne plaże
Santa Lucia. To miejsce z kolei zachwyciło mnie niebywale. Naprawdę, ... niebywale... Kilkanaście kilometrów bielutkiego piasku, strzelające ku górze palmy kokosowe, lazur morza i zero turystów... Smutna kubańska rzeczywistość. Plaże osławionego Varadero, gdzie turystycznej braci sporo, nie mają nawet szans porównania do tutejszych... Sporo już destynacji plażowych na Kubie widziałem, tak niebywale pięknych plaż jeszcze nigdzie. Kwintesencja Karaibów w ich najpiękniejszej wersji
Miejsce z niebywałym potencjałem, możliwościami, miejscami pracy dla ludzi, a bez turystów...z pustymi hotelami, parasolami plażowymi... Gdzieś tu na Kubie szwankuje promocja takich właśnie miejsc. Gdzieś ten potencjał zaniedbano uwolnić... A byłyby kraje gotowe się pokroić za dostęp do takich naturalnych perełek. Kolejny raz niestety konstatuję, jak Kuba, z wiadomych powodów, nie wykorzystuje nawet części swojego turystycznego potencjału...Smutny, choć niezwykle piękny to kraj...