Ostatnie dni naszych motorkowych wojaży po Pakistanie to już była prawdziwa mordęga. Temperatury urosły do niebotycznych, dochodziło do prawie 50 C... Powietrze dosłownie stało. Ile byś manetki w motorze nie odkręcał, gazu nie dodawał, jakiegokolwiek powiewu nie byłeś w stanie uświadczyć... W motorowym odzieniu też nie sposób było jeździć, bo dosłownie się gotowałeś. Niczym na patelni... Dramat, i to przez duże D...Jednogłośnie uznaliśmy z towarzyszami motorkowej włóczęgi, że gdyby to były pierwsze dni naszych wojaży po tym kraju, nie ostatnie, zrezygnowalibyśmy. W takich okolicznościach pogodowych nie sposób czerpać przyjemność z jazdy...
Temperatury osiągnęły taki stopień, że od ponad tygodnia samoloty z Gilgitu do stolicy w Islamabadzie przestały latać. Ponoć przy granicach temperaturowych oscylujących koło 50 C loty bezwarunkowo są odwoływane... Wizja powrotu do pakistańskiej stolicy drogą lądową, kilkunastogodzinnej jazdy, znana nam już z początkowych dni naszej pakistańskiej przygody, coraz bardziej stawała się przykrą rzeczywistością. Doszło do sytuacji, że do samego rana i godzin odlotu czekaliśmy na sygnał, czy lecimy, czy jedziemy drogą lądową. Szczęście nam sprzyjało, temperatura spadła do 45 C, dzięki czemu po raz pierwszy od tygodnia zezwolono na lot do Islamabadu. Czasem trzeba mieć w życiu trochę farta...
Widoki z malutkiego samolotu należały do tych wymarzonych. Zwłaszcza jak przelatywaliśmy wokół słynnej Nanga Parbat, do bazy pod którą, jeszcze kilka dni temu mozolnie wydreptałem...
Ostatnie dwa dni pakistańskich wojaży spędziliśmy w jego stolicy. Wymęczeni motorkowymi wojażami po górach Gilgitu - Baltistanu nie mieliśmy zbytnio weny do zwiedzania miasta. Ot, odwiedziliśmy jego największe atrakcje, na czele z Pakistan Monumentem, meczetem Króla Fajsala czy wizytą w Giga Mall.
Trzy tygodnie w Pakistanie minęły, jak z bicza strzelił. Przygód doświadczyliśmy co nie miara. To była jedna z piękniejszych przygód w moim życiu ...