Mijasz statkiem kolejne, czarująco, niczym z baśni braci Grimm, nazwane krasowe ostańce, te wszystkie Góry Starej Gęsi, Trzy Świnki, Górę Słoniowej Trąby, Górę Dziewięciu Koni, Wielbłąda Przekraczającego Rzekę, Bajkowej Panny, ciężko przetłumaczalny na język polski Reflection of Yellow Cloth Shoal, znany z banknotu wartości 20 Yuanów, wiele innych równie fantazyjnie brzmiących. Rzeka Li sennie wygina swoje zakola, co rusz oblepiając niczym welonem kolejny stożkowato strzelający ku górze monolit. Statek sunie nad wyraz spokojnie, dając sposobność delektować się ulotnymi momentami zachwytu nad otaczającą Cię przyrodą. Jest pięknie. Takie miałem wyobrażenie o tej bajkowej krainie, o prowincjonalnych uroczych Chinach... Dopiero po kilku godzinach, osiągając zatłoczone turystycznie, pełne kakofonii, nie zbyt przyjemnej mieszaniny różnorakich dźwięków, miasto Yangshuo, uświadamiasz sobie, że tych widoków wcale nie śniłeś...
O Guilin, obszarze krasowych formacji w prowincji Kuangsi marzyłem od dawna. W końcu udało się owe marzenia przekuć w rzeczywistość. Rzeczywistość nijak owych marzeń nie zabiła. Było tak pięknie, jak sobie wyśniłem ...
Skalne formacje krasowe Guilin to jeden z największych i najpiękniejszych obszarów krasowych Świata (na liście UNESCO). Sporo tego typu miejsc już w swojej podróżniczej przygodzie widziałem (na czele ze słynną Ha Long Bay, tajskim Krabi, mogotami w kubańskim Varadero, Coron i El Nido na Filipinach, wieloma innymi miejscami tego typu w Świecie). Mimo to pisząc te słowa jestem pod nieodpartym wrażeniem tego miejsca, unikalnego w skali nie tylko Chin, ale i Świata...
Czasu miałem mało ,raptem kilka dni. Spokojnie można by tu wojażować i ponad tydzień. Tyle tu atrakcji. Wycisnąłem z niego maksymalnie ile mogłem, mimo ekstremalnych upałów (35-38 C).
Sporo zobaczyłem :
➡️ odbyłem wspomniany rejs statkiem po rzece Li, podziwiając z jego tarasu widokowego las krasowych gór wyrastających niczym grzyby po deszczu zza każdego zakola rzeki,
➡️ wyjechałem kolejką linową na najwyższy z krasowych ostańców w okolicach Yangshuo - Ruyi Peak. Tutaj też przeszedłem przeszklony most przyklejony do skalnego urwiska, kolejny szklany most rozwieszony pomiędzy dwoma wzniesieniami krasowymi, jak również most tybetański,
➡️ wylałem morze potu wdrapując się na kilka punktów widokowych na szczytach krasowych wzgórz z kapitalnymi widokami na gęstwinę krasowych monolitów, czy to Moon Hill, Elephant Trunk Hill, Damian Hill. Zwłaszcza widok z tego ostatniego na zakole, tzw. podkowę rzeki Li w dole, porażał zmysły i był wart tych hektolitrów wylanego potu. Bez dwóch zdań jeden z najpiękniejszych widoków w życiu. Kilku innych spektakularnych punktów widokowych nie osiągnąłem, a szkoda, czy to z uwagi na panujące upały (odczuwalna temperatura 45 C), wyładowanie mojego elektrycznego skutera, czy też niedobory czasowe,
➡️ podziwiałem wszystkie te chińskie księżniczki, z lalkowatymi makijażami, masowo robiące sobie sesje na bambusowych tratwach wraz z kormoranami, lampionami, starymi chińskimi dziadziami, itp.
➡️ delektowałem się cudownymi zachodami słońca nad krasowym lasem gór
Jeżeli moja chińska zdecydowanie za krótka, przygoda ma tak smakować jak jej pierwsze skonsumowane danie, to już na wstępie mogę tylko skonstatować, że będzie nad wyraz smacznie. Tego wypada mi życzyć...