Mój inauguracyjny post w Nowym Roku. Powinna ich być, jak co roku zresztą, cała masa. W końcu zapowiada się kolejny bogaty podróżniczo rok...Tymczasem kontynuuję moją włóczęgę po południowoamerykańskiej Patagonii...
Do
El Chalten, małego miasteczka pośrodku niczego, ciągle jeszcze bez asfaltowych dróg, dociera każdy szanujący się turysta podróżujący do Patagonii. To
trekkingowa stolica Argentyny. Miejsce, które żyje turystami i żyje z turystów. Bez nich byłaby to zapadła dziura niczym z filmów o dzikim zachodzie. Ma z tymi zresztą sporo wspólnego, bo w tym regionie onegdaj ukrywali się przed wymiarem sprawiedliwości sławni westernowi Butch Cassidy i Sundance Kid...
Do El Chalten dotarłem więc i ja. Nie obyło się bez trudności logistycznych. Za prywatne pokoje w zatęchłych norach gospodarze śpiewali minimum 150 dolarów (sic !!!), dormy na bookingach chodziły od 50 dolców... Argentyna ciągle trzymała mnie w swoich ryzach absurdalnie wysokich cen.
Ostatecznie po długich poszukiwaniach znalazłem jakiś przyzwoity dorm za 30 dolców...
Przyjechałem tutaj zrobić dwa topowe patagońskie trekkingi -
do laguny Los Tres z widokiem na słynny szczyt Fitz Roy i drugi do Laguny Torre z widokiem na szczyt Torre właśnie. Zazwyczaj robi się je dzień po dniu, jako że trasy są dosyć długie (odpowiednio 24 km i 18 km). Nie byłbym sobą gdybym nie wpadł na głupi pomysł zrobienia obu w jeden dzień. Jak pomyślalem, tak zrobiłem. I choć momenty słabości dawały o sobie znać, zwłaszcza że jednocześnie założyłem sobie 48godzinny post żywieniowy, dałem rady. Trasy te, poza ostatnim pionowym podejściem pod lagunę Los Tres, gdzie na odleglości kilometra pokonuje się przewyższenie 400 metrów, nie są trudne technicznie. Spodziewałem się po Patagonii sporych wyzwań górskich. Tu nie ma co zabić, wysokość żadna, trasy technicznie stosunkowo proste. Nie ma co strugać kozaka . Nawet moi kumple "kanapowcy" bez problemu daliby rady. Ot, chciałoby się rzec niedzielne poobiednie spacery. Choć, gdy, jak w moim przypadku, jeżeli te spacery zaczynają obejmować szlak po górach długości około 40 km, już takimi niedzielnymi się nie wydają...Wyczerpany padłem jak martwy do łóżka, rano budząc się w pełnym uniformie trekkingowym...
Widoki ?
Absolutnie topowe. Lśniące w pełnym słońcu, szpiczaste, jedne z najtrudniejszych technicznie szczytów Świata, wierzchołki Fitz Roy'a (3405 m) i Torre (3128 m) przeglądające się w swych lagunach kumulujących wodę z okolicznych lodowców, to jeden z najpiękniejszych widoków w całej Patagonii. Dla tych widoków warto było nadłożyć trudu...