Victoria Falls, niewielkich rozmiarów miasteczko na zimbabwańsko-zambijskim pograniczu, było miejscem startowym, będzie też miejscem finalnym, mojego self safari po afykańskich bezkresach. Liczyłem na jakiś wyjątkowy pierwszy strzał Afryki, tchnienie Czarnego Lądu, już po zrobieniu pierwszych kroków na tym kontynencie, ale nic takiego nie miało miejsca. Samo Victoria Falls też mnie nie zachwyciło. Ot, miasto bardzo turystyczne i zawdzięczające swój byt wyłącznie szczęśliwemu położeniu nad sławnymi wodospadami, najsłynniejszymi zresztą na Czarnym Lądzie. Miasto żyjące z turystyki, nią przesiąknięte i oddychające...
Główny bohater - słynny
wodospad Wiktorii, wiekami schowany przed świadomością świata, aż do jego odkrycia w 1855 roku przez słynnego eksploratora Afryki -
Davida Livingstone'a, moje największe afrykańskie marzenie Widziałem go wpierw od sąsiedniej strony - zambijskiej, gdzie mnie nieco rozczarował w porównaniu do moich oczekiwań, było o tym w poprzednim poście. Od strony Zimbabwe prezentuje się zdecydowanie lepiej, zresztą jego większa połać, ok 75 % wodospadów znajduje się właśnie na zimbabwańskiej stronie. Ta ogromna połać wodospadów, na szerokości 1,7 km, w najwyższym miejscu osiągająca nawet 108 metrów, robi niebagatelne wrażenie. Cieszyłem się, jak dziecko, mogąc spełnić swoje największe afrykańskie marzenie. Marzenie o "mgle, która grzmi"... Choć będąc szczerym, wydaje mi się, że większe wrażenie zrobiły na mnie mimo wszystko wodospady Iguazu...
Czekając na dotarcie samochodu z RPA, wykorzystaliśmy wolny dzień na doznania adrenalinowe.
Rafting na tutejszej Zambezi, szalejącej pod wodospadami, należy ponoć do wyzwań wysokiego kalibru. Niestety z uwagi na wysoki poziom wody w rzece obecnie odbywa się on na niższym, bezpieczniejszym odcinku rzeki. I mimo, że i tutaj otrzymałem sporo chłośnięć wodą w twarz, liczyłem na zdecydowanie bardziej adrenalinowe doznania. Być może wymagania mam już zbyt wygórowane....
Wartością dodaną w pobycie tutaj były miłe spotkania, a to z polskim misjonarzem , żyjącym w Zimbabwe ponad 25 lat. Skarbnicy wiedzy o tym kraju. Czy też z słynnymi Carola Travels the World, równie zasobnymi w wiedzę o tym kontynencie. Wieczorne spotkania Polaków w takim miejscu były nad wyraz przyjemne.
P.S. Lada dzień ruszam ku wielkiej przygodzie. Czas na safari Afrykę...