Miliony słoni. Gdzie nie popatrzysz wszędzie te kłapiące uszy, wachlujące się od afrykańskiego skwaru, wystąjąca trąba. Wszędzie słonie. Ale czy się można dziwić? Jestem w końcu w miejscu, gdzie jest ich największa liczba w skali światowej.
Zaraz po odebraniu samochodu ruszyliśmy do
Botswany, mimo że pierwotnie plan obejmował wojaże po Zimbabwe i dalej wizytę w jej zachodnim sąsiedzie. Plany mają to do siebie, że lubią być zmienianymi...
Park Narodowy Chobe w Botswanie, od której rozpoczęliśmy nasze samochodowe self safari po Afryce, to miejsce z
największą populacją słoni w Afryce(do nawet 150 tys. sztuk). W tym 14 największym Parku Narodowym Afryki (11,7 tys.ha) słonie są dosłownie wszędzie. Robisz game drive po parku, spotykasz setki słoni, płyniesz w rejs rzeką Chobe, nota bene kapitalna sprawa, też są wszędzie. Pływające, kąpiące się, dokazujące, radosne, potężne... Masz je wszędzie... Tak samo impale, wszechobecne w każdym zagajniku parku. Wygląda na to, że jak nie masz bujnej grzywy lwa (a nie mam...), to nic się Ciebie ni boi.
Robisz to game safari po parku, ale w sumie nie wiadomo co to za gra i kto z kim gra i w co. Jeden przed drugim się chowa, maskuje. Chodzi o timing. Bycie w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. Jedynie w przypadku słoni i impal masz pewność, że zawsze na nie trafisz. Po czasie spotykasz żyrafy. Najpiękniejsze są przy zachodzącym nad sawanną słońcu. Wyglądają jak maszty statków nad spokojnym morzem sawanny. Coś pięknego. Póżniej widzisz stada zebr, niali, bawołów, nawet sam lew się trafia. Mimo, że rozleniwiony pod drzewkiem niczym kociak do przytulania. Przetaczają Ci się te wszystkie niedzielne sceny z filmów a'la czytała Krystyna Czubówna. Powoli sobie uświadamiasz, że chyba jednak ta Afryka ma coś w sobie, że warto było jej w końcu dać szansę. Że może Twoje, pozbawione empirycznych podstaw, osądy nie miały racji bytu. Zaczynasz czuć tą Afrykę, uświadamiasz sobie, że autentycznie Ci się podoba...Zwłaszcza w wersji jaką wybrałeś, własnym safari samochodem...